Jak spędzają wakacje dzieci w Szwecji, czyli o koloniach, półkoloniach itd
Rok temu napisałam dla Was posta o Wakacyjnych zwyczajach Szwedów. Wtedy skupiłam się raczej na dorosłych mieszkańcach tego kraju, a nie konkretnie na dzieciach. Więc dziś pomyślałam, że przybliżę Wam trochę jakie opcja na wakacje mają dzieci w Szwecji 🙂
Jak już wcześniej pisałam, dzieci w Szwecji latem mają ok 8,5 tygodnia tygodnia wolnego. Rok szkolny kończy się w połowie czerwca, a zaczyna w drugiej połowie sierpnia. Nawet jeżeli rodzice mogą wziąć znacznie więcej urlopu niż w Polsce, to i tak trudno, żeby zajmowali się dziećmi sami przez te 2 miesiące. Jakie więc są możliwości (poza rodzinnymi wakacjami oczywiście)?
Świetlica
Świetlica szkolna jest w Szwecji otwarta praktycznie cały rok. Wyjątkiem są oczywiście weekendy, święta oraz tzn „dni planowania” (4 w ciągu każdego roku szkolnego). Nie pytajcie mnie co dokładnie oznaczają te dni, ale wtedy zarówno szkoła jak i świetlica są zamknięte. Na szczęście 3 z tych dni wypadają w okresie wakacji/ferii (pierwszy poniedziałek po zakończeniu roku szkolnego, poniedziałek przed rozpoczęciem roku szkolnego, poniedziałek na początku stycznia). Oznacza to, że teoretycznie możemy dzieci wysłać na świetlicę w każde ferie (zimowe, świąteczne itd) oraz całe lato. Dlaczego teoretycznie? Bo w praktyce wygląda to tak, że większość stałych pracowników świetlicy bierze urlop w lipcu i sierpniu, a na świetlicy pracują tymczasowi pracownicy. Dzieci jest bardzo mało (no bo wszyscy rodzice biorą wtedy urlop) i wszystkie, bez względu na wiek, są razem. Oczywiście mają zapewnioną opiekę, zabawy, wycieczki itd, ale dla większości osób to ostateczność. Jeszcze 2-3 pierwsze tygodnie wakacji, na świetlicy jest całkiem sporo dzieci, więc wtedy nie ma problemu z kolegami oraz znajomymi wychowawcami, ale od połowy lipca, może być trudno przekonać dziecko, żeby poszło na świetlicę, gdzie być może nikogo nie zna. Wkurza mnie to na maxa, ale co począć? Oczywiście bez względu na to czy nasze dziecko chodzi na świetlicę latem czy przez 8 tygodni nie przestępuje progu szkoły, musimy za nią płacić tak jak przez resztę roku (ale to koszt jedynie ok 1000 SEK).
Półkolonie
Zawsze jakimś rozwiązaniem są półkolonie, ale tutaj wiążą się one ścisłe ze sportami i nie zawsze łatwo się na nie dostać. Do tego często zaczynają się albo kończą o dziwnych godzinach.
Gabrysia już od kilku lat uczestniczy w półkoloniach jeździeckich. Takie półkolonie trwają 5 albo 6 dni (zależnie od terminu i stadniny) i dziecko spędza tam prawie cały dzień (u nas od 9 do 17). W stadninie, gdzie Gabi jeździła przez pierwsze 3,5 roku na półkoloniach dzieci miały w cenie lancz, ale już na tych w obecnym miejscu, niestety jedzenie musiała brać własne. Podczas takich półkolonii jeździeckich jest oczywiście sporo jeżdżenia, ale też teoria, praca w stajni i zabawa.
Adaś za to w tym roku był na półkoloniach organizowanych przez klub, w którym grał w zeszłym semestrze w unihokeja (bardzo popularny sport w Szwecji). On dla odmiany miał zajęcia od 8 do 16, więc wyobraźcie sobie jak wyglądały nasze dni z odstawianiem i odbieraniem dzieci. Na tych półkoloniach mieli w cenie całkiem sporo wyżywienia, bo i śniadania i lancz i podwieczorek. Adaś zachwycony, bo codziennie dostawał po 2 soczki w kartoniku. Poza tym niestety niewiele było gry w unihokeja, a większość zwykłej zabawy (przynajmniej tak twierdzi Adaś), więc trochę żałowaliśmy, że na nie poszedł, bo równie dobrze mógł iść na świetlicę i bawić się z kolegami z klasy.
Półkolonie są zazwyczaj organizowane zaraz na początku albo pod sam koniec wakacji, więc to na pewno nie rozwiązuje nam problemu tych 4 newralgicznych tygodni od połowy lipca, kiedy na świetlicy zieje pustkami.
Kolonie
Z koloniami w Szwecji nasze doświadczenie jest bardzo niewielkie, ale generalnie nie robią najlepszego wrażenia. Przede wszystkim kolonii jest ekstremalnie mało. Przypuszczam, że ma to związek częściowo z brakiem infrastruktury w kraju (po prostu nie ma ośrodków, gdzie można by te kolonie zorganizować), a częściowo po prostu z brakiem popytu (bo skoro rodzice mogą wziąć 5 tygodni urlopu, to nie muszą wysyłać dzieci na kolonie). Kolonie są zazwyczaj organizowane przez miasto i są oczywiście dofinansowywane. Nie ma prywatnych firm organizujących wyjazdy dla dzieci (wyjątkiem są obozy sportowe, ale one są organizowane przez kluby tylko dla swoich członków).
Do jeszcze całkiem niedawna nie zastanawialiśmy się za wiele nad tą opcją, bo Gabi nigdy nie wyrażała zainteresowania, aż nagle Adaś w grudniu zeszłego roku przyszedł do domu z ulotką, którą dostał w szkole i oznajmił, że chce jechać na kolonie. Nasze zdziwienie było wielkie, ale postanowiliśmy dać temu szansę. Dodatkowo Adaś umówił się z kolega z klasy, że pojadą razem. Tak więc zabraliśmy się za ogarnianie aplikacji. A wygląda to tak, że do połowy stycznia musimy wysłać formularz zgłoszeniowy. A później czekamy. Czekamy. Czekamy. Aż w końcu pod koniec marca dostajemy odpowiedź. Po 2,5 miesiącach ! Nie mamy pojęcia wg jakich kryteriów dzieci dostają miejsca na koloniach, bo naszym znajomym nigdy się nie udało dostać, ale Adaś miał szczęście i razem z kolegą dostali pozytywne odpowiedzi i miejsca w tym samym domku kolonijnym.
Żeby było jasne, kolonie odbywają się w ośrodku, który jest położony ok 20 min od naszego domu i trwały 5 dni. Przynajmniej w teorii. Oczywiście w ofercie były też kolonie dłuższe, ale na pierwszy raz postanowiliśmy wybrać najkrótszą opcję. Która szczerze mówiąc była dosyć idiotyczna. Mianowicie kolonia zaczynała się w piątek, a kończyła we wtorek. Czyli 2 dni to weekend. Nie wiem jak to ma pomoc pracującym rodzicom, ale ok… Jeszcze zabawniej zrobiło się, kiedy zostaliśmy poinformowani o czasie zbiórki. Wyjazd piątek godz 14, a powrót we wtorek o godz 11.30! I gdzie te 5 dni ja się pytam? Jeżeli nie mogłabym pracować z domu i po prostu zawieźć Adasia w tym czasie na autobus, musiałabym wziąć 2 ekstra dni urlopu, a wygrałabym tylko jeden pracujący dzień (poniedziałek), kiedy dziecka nie było w domu. No ja niestety nie rozumiem kto to wymyśla. My potraktowaliśmy ten wyjazd jako test dla Adasia, a nie pomoc w organizacji wakacji, ale generalnie nie rozumiemy tej idei. Podobnie miała się sytuacja, kiedy próbowałam znaleźć jakiś obóz jeździecki dla Gabi. I znalazłam, też 5-dniowy. Tyle, że 1 dnia (poniedziałek) musielibyśmy ją zawieźć na miejsce 100 km, a w piątek ja odebrać, więc znowu wziąć 2 dni urlopu. Totalnie bez sensu….
Jeszcze szybko napisze co Adaś robił na koloniach: bawił się, grał w gry, malował, biegał po lesie, kąpał się w basenie, oglądał filmy, jadł lody i wrócił bardzo zadowolony. To oczywiście najważniejsze i jesteśmy z niego mega dumni, no ale to nie rozwiązanie problemu wakacyjnego 🙂
Co robią w wakacje Gabi i Adaś?
Zapytacie zapewne, jak my sobie radzimy w takich sytuacjach. Po pierwsze, zaraz na początku wakacji, dzieci chodzą na świetlicę (teraz już tylko Adaś) albo półkolonie. Potem na min 2 tygodnie wyjeżdżamy razem na wakacje. Mamy też to szczęście, że oboje możemy pracować z domu, więc częściowo dzieci po prostu są z nami i się same bawią. Do tego mamy jeszcze większe szczęście w postaci babć i dziadka i możemy dzieci wysłać do Polski na tydzień lub dwa. Ale nie każdy ma taki luksus. Raczej rzadko się zdarza, żeby szwedzkie dzieci jechały na wakacje do dziadków.
Nasze wakacje kończą się już za 10 dni, wracamy do szkoły i czekamy z utęsknieniem na ferie jesienne 🙂