Koh Rong Sanloem, 3-8 listopada 2018
Po tygodniu zwiedzania Siem Reap i Angkoru przyszedł czas na kilka dni błogiego lenistwa. Na nasz mały raj w tym roku wybraliśmy wyspę Koh Rong Sanloem, mniejszą siostrę Koh Rong. Wyspy leżą kilkanaście kilometrów od Sihanoukville i póki co jeszcze nie zostały tak zabudowane i zepsute jak wiele z tajskich wysp. Muszę przyznać, że trochę się wahaliśmy czy nie wybrać jednak plażowania w Tajlandii albo Wietnamie, ale ze względów praktycznych postanowiliśmy pozostać w obrębie jednego kraju. I było warto!
Wyspa Koh Rong Sanloem jest praktycznie niezamieszkana, nie ma na niej dróg, samochodów, sklepów. Są tylko resorty zazwyczaj złożone z kilkunastu domków na plaży. Póki co nie ma na niej większych zabudowań, a te które są, ciągną się wzdłuż plaży. Największa plaża, Saracen, znajduje się na wschodniej stronie wyspy i tam też jest najwięcej resortów i knajpek. Resztę wyspy zajmuje dżungla.
Na wyspie spędziliśmy 5 dni. Co robiliśmy? Praktycznie nic. Czyli basen, plaża, opalanie, relaks. Jedyne na co się porwaliśmy to przeprawa (czyt. spacer) przez dżunglę na zachodnią stronę wyspy, na plażę Lazy Beach. Przejście przez dżunglę zajęło nam ok 30 min i udało się nam nawet spotkać małpkę.
Gabrysia przez te 5 dni najchętniej nie wychodziłaby z basenu, gdzie usilnie trenowała skoki do wody oraz pływanie strzałką. Oskar nauczył się również skakać do basenu. Konrad dzielnie próbował we wszystkim dotrzymać kroku straszakom, tylko Adaś, indywidualista, zajmował się głównie budowaniem fortyfikacji ze stolików stojących przy leżakach. Jasne, że nie obyło się bez awantur. Nieraz jak jeden kończył, to kolejny zaczynał, ale ogólnie udało nam się spędzić kilka bardzo miłych, relaksujących dni. Nawet 2 książki przeczytałam!
Jak dostać się na wyspę?
My przylecieliśmy samolotem z Siem Reap do Sihanoukville, ale wiemy, że są też nocne autobusy dla chętnych wrażeń. Taksówka z lotniska na przystań kosztuje 20$ i jedzie się ok 40 min. Potem trzeba wsiąść na łódź. Z tego co wiemy jest 4 różnych przewoźników. Bilety można kupić przez internet. Ważne jest, że bilety zawsze są tam i z powrotem, tzn, że musimy w obie strony korzystać z tego samego przewoźnika. My wybraliśmy Speed Ferry Cambodia ze względu na pasujące nam godziny. Podróż z Sihanoukville zajęła nam „jedynie” 1 godz i 45 min, bo nasza zatoka była ostatnim punktem, a po drodze rozwoziliśmy pasażerów na Koh Rong. Za dorosłą osobę płaciliśmy 21$, a za Gabrysię pół ceny, Adaś za darmo. Duża łódka zawozi nas do jednej z przystani w zatoce, a stamtąd mniejsze łódki zabierają nas do naszych resortów (oczywiście jeżeli mamy zarezerwowane noclegi).
W drodze powrotnej nasz speedboat miał jedynie 1,5 godzinne opóźnienie, więc lepiej nie uzależniać od tego lotów itd… Poza tym strasznie bujało, więc osoby z chorobą morską albo lokomocyjną mogą mieć spory problem. Aha, jeszcze zostaliśmy zawiezieni na inną przystań niż zazwyczaj, więc musieliśmy czekać aż nasz kierowca po nas przyjedzie. A dla reszty pasażerów był darmowy autobus na standardową przystań.
Hotel
My wybraliśmy The One Resort, gdyż było to chyba jedyne miejsce na wyspie z basenem, a bardzo nam na tym zależało ze względu na dzieci. Na miejscu okazało się, że hotel prowadzą Polacy: Kamila i Adam, a oprócz nas przewijała się masa innych Polaków 🙂 Kamila i Adam mieszkają w Kambodży od 4 lat, a ich córeczka jest pierwszą Polka urodzoną w tym kraju. Obecnie mają 2 dzieci urodzonych w Kambodży i budują kolejny resort na drugiej wyspie.
The One nie należy do tanich miejsc, ale ich domki na plaży są super. Przestronne, wygodne i czyste. Bardzo fajne 2 baseny i do tego oczywiście piękna plaża z białym piaseczkiem.
Wyżywienie
Chyba żadnen z resortów nie oferuje w cenie domku wyżywienia, nawet śniadania. Co oznacza, że codziennie musimy iść na śniadanie do restaracji, zamówić je z karty i zapłacić. Niby nic wielkiego, ale ceny jedzenia na wyspie nie są niskie. A sklepów nie ma, więc nie możemy sobie sami zorganizować posiłków. Najtańsze śniadanie jakie udało nam się znaleźć w pobliżu kosztowało 2,5$ (naleśniki bądź jajka i grzanka w Sweet Dreams). U nas w hotelu ceny zaczynały się od 4,5$ za zestaw śniadaniowy, a kończyły na 7$.
Wieczorami w wielu knajpkach rozpalane są grille na plaży i można zjeść świeże owoce morza bądź ryby. Polecamy!
Co można robić na wyspie?
Poza plażowaniem niewiele. Jest oczywiście możliwość snorklowania, nurkowania bądź łowienia ryb, ale naszym Tomkom się nie udało ze względu na zbyt silny wiatr. Poza wyprawą na Lazy Beach, można też zrobić sobie dłuższą wycieczkę do latarni morskiej na południowym krańcu wyspy. Ale jak dla nas z dziećmi to trochę za daleko. Poza tym oczywiście można sobie zafundować masaż lub inny zabieg upiększający 🙂
Pranie
W naszym hotelu nie było takiej opcji, ale w sąsiednim sklepiku była pralnia za 2,5$ za kg. Oddaliśmy tam trochę ubrań dzieci, ale odradzam jeżeli nie musicie tego robić. Białe ubrania zrobiły się żółtawe, a ogólnie jak dla mnie to one ledwo wypłukane są, a nie wyprane…
Sklepiki
W naszej okolicy były może 2-3, ale prawie nic w nich nie było. Ciastka, chipsy, alkohol, jakieś pojedyncze kosmetyki i stroje kąpielowe. Pieluszek brak, więc całe szczęście, że wzięliśmy zapas z lądu.