4 dni w Kuala Lumpur – atrakcje oraz nasze wrażenia
Nasza podróż do Malezji rozpoczęliśmy jak większość osób w multikulturowej stolicy kraju, czyli w Kuala Lumpur. W samym mieście mieszka ponad 2 mln osób, a w metropolii aż 8,8 mln. Kuala Lumpur to miasto pełne wysokich wieżowców (znajdziemy tu m.in. słynne Petronas Towers oraz Merdeka 118, czyli drugi najwyższy budynek na świecie), wielokulturowych dzielnic, ciekawych muzeów, świątyń oraz parków rozrywki. My na zwiedzanie KL poświęciliśmy pełne 4 dni. Nie zobaczyliśmy wszystkiego, co można zobaczyć, ale wydaje nam się, że tyle czasu to akurat, żeby poczuć vibe miasta i odwiedzić całkiem sporo ciekawych miejsc. My w dużej mierze zwiedzaliśmy piechotą. Zrobiliśmy średnio 14 km dziennie i jesteśmy bardzo dumni z Gabi i Adasia, bo wcale nie narzekali na bolące nogi.
DZIEŃ 1
Nasze zwiedzanie KL rozpoczęliśmy trochę nietypowo, bo od spaceru do Parku Taman Eko-Rimba. To całkiem sporych rozmiarów park dający nam wrażenie jakbyśmy znajdowali się w dżungli w samym środku wielkiego miasta. W parku wyznaczono kilka szlaków, ale najfajniejsza jest oczywiście trasa prowadząca po zwisających kładkach zawieszonych nad dżunglą.Oczywiście, jeżeli ktoś nie lubi takich atrakcji, albo ma ze sobą wózek, to znajdzie też ścieżki prowadzące po ziemi. Wstęp kosztuje dla dorosłych 40 MYR, a dla dzieci 5 MYR, Zaraz obok parku znajduje się słynna wieża KL, na której szczyt można wjechać, żeby zobaczyć panoramę miasta.
Po opuszczeniu parku udaliśmy się spacerem do meczetu Sultana Abdul Samada Jamek oraz pod Sultan Abdul Samad Building. Meczet można zwiedzać za darmo, a stosowne ubrania dostaniemy na miejscu. Stamtąd udaliśmy się do Chinatown na słynną Petaling Street Market. Zajrzeliśmy również do bardzo instagramowej księgarni BookXcess. Bez względu czy macie zamiar coś kupić czy nie, polecamy ją odwiedzić 🙂
Wieczorem zjedliśmy kolację na Jalan Alor Food Street, bo tak się składało, że to zaledwie rzut kamieniem z naszego hotelu.
DZIEŃ 2
Drugiego dnia pogoda nas nie rozpieszczała od rana i spacer do Petronas Twin Towers odbyliśmy w deszczu. Bilety mieliśmy kupione na godz.12.30. Bardzo polecamy kupić bilety co najmniej kilka dni wcześniej, bo w naszym przypadku wszystko było wyprzedane z tygodniowym wyprzedzeniem. Wiem, że byliśmy w Petronas w czasie świąt i być może poza sezonem można wejść z marszu, ale ja bym nie ryzykowała. Po drodze do Petronas Towers zahaczyliśmy o świątecznie przystrojone centrum handlowe. Zwiedzanie wież odbywa się w grupach i kolejno możemy odwiedzić trzy różne poziomy. Sky bridge, czyli most łączący obie wieże znajduje się na 41 piętrze, potem wjeżdżamy na najwyższy dostępny poziom, czyli piętro 86, gdzie mamy 360° widok na miasto. Nam niestety widoki trochę popsuła deszczowa pogoda, ale i tak było super znajdować się w jednym z najwyższych budynków na świecie. Na koniec zatrzymujemy się na 83 piętrze, gdzie znajduje się sklepik z pamiątkami. Bilety dla dorosłych to koszt 98 MYR, a dla dzieci 50.
Warto wspomnieć, że w latach 1996 – 2004 wieże były najwyższą budowlą na świecie, a do dziś pozostają najwyższymi wieżami bliźniaczymi. Wewnątrz wież, nie ma mieszkań, ani hotelu, znajdują się tam jedynie biura. Fajnie by było pracować na np 70 piętrze z takim widokiem, prawda?
Pod Petronas Towers znajduje się ogromne centrum handlowe Suria KLCC, a zaraz obok jest piękny park z darmowym wodnym placem zabaw (i zwykłym też). My nie skorzystaliśmy, ale jeżeli będziecie w KL z mniejszymi dziećmi to zapamiętajcie koniecznie!
Po pysznym lanczu w DIN by Din Tai Fung, podzieliliśmy się na grupy. Adaś i ja udaliśmy się do Akwarium, a Gabi i Tomek poszli połazić po centrach handlowych.
Akwarium mimo wysokich ocen, na mnie nie zrobiło super wrażenia. Na szczęście Adaś był jak zawsze zachwycony, więc dla niego było warto. To co było najfajniejsze to na prawdę długi tunel podwodny z rekinami i mantami pływającymi nam nad głowami. Ale niestety brakowało mi takiej wielkiej przeszklonej ściany ukazującej ogrom akwarium (dalej uważam, że najlepsze akwarium w jakim byliśmy to w Singapurze). Bilety dla dorosłych to 79, a dzieci 69 MYR. Podczas naszej wizyty tłum był straszny i w kolejce po bilety staliśmy dobre pół godziny. Generalnie fajne miejsce dla fanów rybek takich jak nasz Adam, ale są lepsze miejsca tego typu 😉
DZIEŃ 3
Trzeciego dnia naszego pobytu w KL, ruszyliśmy poza miasto do słynnych Batu Caves. Początkowo planowaliśmy pojechać tam metrem i pociągiem, ale logistyka nas pokonała i zamówiliśmy Grab (taki azjatycki Uber). Batu Caves to kompleks świątyń hinduistycznych zbudowanych w jaskiniach położonych na górskim zboczu.
Zaraz na początku trafiliśmy do Ramayana Cave – Suyambu Lingam, mniejszej świątyni wypełnionej posągami przedstawiającymi historię władców Indii. Wewnątrz jaskini znajduje się też sala do medytacji. Wstęp do tej świątyni jest płatny 15 MYR za dorosłego i 7 za dziecko (Adaś wszedł za darmo). Po zwiedzeniu tej jaskini udaliśmy się do głównej atrakcji Batu Caves, czyli do świątyni, do której prowadzą kolorowe schody, a przed nią znajduje się ogromny posąg Murugan. Główna świątynia w jaskini robi super wrażenie.Sama jaskinia jest bardzo malownicza i tylko dla niej warto wspiąć się po stromych schodach. Warto pamiętać, że w świątyni obowiązuje nas skromny strój. Kolana i ramiona muszą być zakryte.
Do centrum wróciliśmy już pociągiem (koniecznie trzeba sprawdzić godziny, bo jeździ bardzo rzadko). Po raz kolejny wylądowaliśmy w Chinatown. Tym razem udało nam się dotrzeć na Street Art na Petaling Street – polecamy!
Wieczorem, mimo deszczu, wybraliśmy się na pokaz fontann pod Petronas Towers, który okazał się największą porażką naszej wizyty w KL. Pokaz wg różnych źródeł miał się zacząć o 19 bądź 19.30. Do 19.30 nie działo się nic. O 19.30 fontanny zaczęły się ruszać z niewielkimi efektami świetlnymi, ale bez muzyki. O 20 usłyszeliśmy 2 utwory towarzyszące fontannom. DWA! Serio szkoda czasu. Do pokazów fontann np w Barcelonie to się nie umywa….
DZIEŃ 4
Nasz ostatni dzień w KL rozpoczęliśmy od wizyty w Perdana Botanical Garden. Dostaliśmy się tam metrem i wysiedliśmy na stacji pod Muzeum Narodowe. Ogród botaniczny w KL jest darmowy i całkiem sporych rozmiarów. Można tam łazić i 2 godziny. Są tam całkiem fajne domki bambusowe do zabawy dla dzieci, jest ogród orchidei, są sarenki itd. Ale generalnie to można go sobie darować.
Po spacerze w ogrodzie, po raz kolejny podzieliliśmy się na grupy .Gabi i ja poszłyśmy do przylegającego do Ogrodu Botanicznego Bird Parku, a Tomek i Adaś poszli do Muzeum Narodowego. Park Ptaków jak to park ptaków. Gabi była zachwycona, szczególnie ilością pawi, które przechadzały się po całym terenie co raz otwierając swoje ogony. Za wstęp zapłaciłyśmy po 85 MYR. Młodsze dzieci mają zniżkę.
Po wyjściu z paku Gabi i ja poszłyśmy jeszcze odwiedzić Meczet Narodowy. Wszystkie te miejsca znajdują się w miarę obok siebie, więc warto zaplanować ich zwiedzanie jednego dnia. W Meczecie bardzo restryktywnie przestrzegają ubioru, również u dzieci. W poprzednim meczecie Gabi mogła wejść normalnie ubrana, a tutaj pani się przyczepiła, że miała krótki rękawek (mimo, że miała zakryte włosy i nogi). Odpowiednie ubranie możemy oczywiście dostać na miejscu. My do hotelu wracałyśmy metrem, ale biorąc pod uwagę ile zajęło nam zajście na stację oraz kupno biletów, to pewnie w tym czasie mogłyśmy wrócić piechotą.
Chłopaki spędzili sporo czasu w Muzeum Narodowym, które leży obok Ogrodu Botanicznego i zajmuje dwa piętra podzielone na cztery części: prehistorii, królestw malajskich, czasów kolonialnych oraz współczesnych. Adam był bardzo zainteresowany szczególnie dwoma pierwszymi, zadając wiele pytań. Czasy kolonialne były ciekawe pod względem wystawionych pieniędzy oraz opisu przemysłu gumowego, natomiast współczesność już była dużo mniej interesująca. Mogło to być spowodowane zbliżającą się porą lanczową i wcześniejszym osiągnięciem maksymalnego poziomu zaciekawienia. Po lanczu na miejscu, Adam i Tomek skorzystali z okazji zostania uwiecznionymi na portrecie przez lokalnego rysownika, a potem wracali piechotą przez Chinatown.
HOTEL
W KL spędziliśmy 5 nocy i na noclegi wybraliśmy Axon Residence w dzielnicy Bukit Bintang. To podobno modne teraz miejsce ma idealną lokalizację blisko do centrów handlowych, knajp, marketów i w sumie jest w spacerowej odległości od wielu atrakcji. Axon Residences to apartamenty wynajmowane przez wielu różnych pośredników. Nasz apartament znajdował się na 31 piętrze i miał widok z okna jak poniżej 🙂 My mieliśmy apartament z 1 jedną sypialnią, pokojem dziennym (z dużym prawdziwym łóżkiem, nie jakąś tam sofą), kuchnią i łazienką. Na plus pralko-suszarka w pokoju, na minus absolutny brak miejsca na ręczniki w łazience (i ogólnie za mało ręczników). Basen znajduje się na 37 piętrze i rozpościera się z niego super widok na miasto. Poza tym w budynku jest siłownia, sauna oraz plac zabaw (ale na ten ostatni nie dotarliśmy, bo nie chciało się nam specjalnie czekać na windę). Niestety windy w budynku to porażka i zdarzyło się nam 2 razy schodzić piechotą na dół (a Tomek 2 razy też wchodził!) – nie raz kolejka do wind była na kilkanaście minut!
TRANSPORT
Tak jak już pisałam, po KL w dużej mierze przemieszczaliśmy się piechotą i to nam bardzo pasowało. Największym wyzwaniem było przechodzenie przez ulicę, gdyż czasem trudno znaleźć przejście, a ja już je znajdziemy to czekamy na światłach całe wieki.
Z lotniska do hotelu dostaliśmy się Grabem i zapłaciliśmy ok 78 MYR. Z lotniska do miasta jeździ też szybki pociąg (ale jest droższy nić Grab na naszą czwórkę) oraz autobus, ale późno wieczorem po 2 dniach w podróż z walizkami, nie mieliśmy na niego ochoty.
Za Graba z hotelu do Batu Caves zapłaciliśmy 17,50 MYR. Za pociąg z Batu Caves do centrum 2,5 MYR za osobę (zagraniczne dzieci nie mają zniżek). Za przejazd metrem z Bukit Bintang do Muzium Negara (Muzeum Narodowe) zapłaciliśmy 1,70 MYR za osobę. Żetony kupiliśmy w kasach na stacji.