Angkor Thom i Ta Prohm, 29 października 2018
Zachód słońca w Angkor Wat, dał nam tylko przedsmak tego, co mieliśmy zwiedzać w kolejne dni. Na początek postanowiliśmy zwiedzić Angkor Thom, czyli największy kompleks starożytnego miasta zachowany na tym terenie. Całość jest otoczona fosą, a do miasta prowadzi pięć bram: po jednej z każdej strony świata (2 od wschodu). Na terenie Angkor Thom obowiązuje ruch jednokierunkowy, więc wszystkie tuk tuki wjeżdżają od strony południowej, a wyjeżdżają wschodnią bramą.
My zwiedzanie rozpoczeliśmy od najważniejszej świątyni, czyli Bayon. Świątynia ta słynie przede wszystkim z wież ozdobionych płaskorzeźbami przedstawiającymi lekko uśmiechnięte twarze ludzkie. Do dziś przetrwało ok 200 płaskorzeźb, ale dalej nie wiadomo kogo przedstawiają.
Dzieciom na szczęście spodobalo się dzisiejsze zwiedzanie polegające na wspinaniu się po schodach, balansowaniu na wąskich murkach oraz zabawie w chowanego pomiędzy ruinami świątyni. W ten sposób zwiedzanie Bayon zajęło nam ok godziny i upłynęło w bardzo miłej atmosferze.
Następnie podjechaliśmy kawałek pod świątynię Baphuon. Niestety jest ona dostępna tylko dla osób powyżej 12 roku życia, więc zwiedzał sam Tomek, a ja z dziećmi czekaliśmy w pobliżu. Poza tym poszliśmy zobaczyć pobliski Taras Słoni.
Po powrocie do naszych tuk tuków ruszyliśmy dalej w kierunku Ta Prohm. Ale po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze, aby zobaczyć dwie malutkie świątynie: Chau Say Tevoda Temple oraz Thommanon. Tam nasze dzieci były gwiazdami sesji zdjęciowej młodej pary. Wszyscy na tym skorzystali. Nasze dzieci miały zdjęcie z księżniczka, a Khmerzy z białymi blond dzieciaczkami.
Ostatnią świątynią, którą zwiedziliśmy tego dnia była Ta Prohm, czyli świątynia znana wszystkim fanom filmu z Larą Croft w roli głównej. Świątynia ta była prawie całkowicie zniszczona, a obecnie jest odbudowywana jak wiele innych. Większość świątyni pochłonęła dżungla, wielkie drzewa powyrastaly na murach otaczając je swoimi korzeniami. I właśnie te drzewa i ich korzenie stanowią główną atrakcję świątyni. Każdy chce sobie zrobić zdjęcie w drzwiach znanych z filmu. Trzeba niestety przyznać, że w rzeczywistości miejsce nie jest takie dzikie i tajemnicze jak się wydaje. Fascynujące i piękne owszem, ale przystosowane do zwiedzania przez tysiące turystów, a więc magii już brak. Ale i tak uważam, że abolutnie warto było tam pojechać i świątynia robi ogromne wrażenie. Było wow!
Po powrocie wszyscy wskoczyli do basenu, a po zachodzie słońca pojechaliśmy do centrum na kolacje. Tym razem jedliśmy w restauracji Paper Tiger, która słynie m.in. z najlepszych w mieście lekcji gotowania. Jedzenie bardzo dobre 🙂