Bruksela 12 – 13 grudnia 2013
Kilka tygodni temu odnowiliśmy kontak z dawno nie widzianymi przyjaciółmi, którzy obecnie mieszkają w Brukseli. Kiedy ostatnio się widzielliśmy 4 lata temu mieszkali w Karlsruhe w Niemczech, więc zastanawiam się gdzie odwiedzimy ich następnym razem. Z krótkiej wymiany emaili wynikła decyzja. Jedziemy do Brukseli na Jarmark Świąteczny.
Przygotowania były z naszej strony dosyć niewielkie, gdyż zakładaliśmy, że jedziemy odwiedzić dawno nie widzianych przyjaciół, a że nowe miasto przy okazji zwiedzimy to tylko miły dodatek. Natomiast ze strony Emilki i Tomka przygotowania okazały się znacznie większe, gdyż udało im się pożyczyć od znajomych łóżeczko, fotelik samochodowy i inne rzeczy dla Gabrysi (za co jesteśmy bardzo wdzięczni).
Podróż przebiegła bezproblemowo, Gabrysia przespała cały lot. I tu ciekawostka. Lecieliśmy SASem i okazało się, że podczas check in dostałam dodatkowe miejsce dla Gabrysi. Tzn nie było go na bilecie, ale było ono niedostępne dla innych pasażerów. Do tego Gabcia dostała misia i książeczkę w samolocie. Lubimy SAS 🙂
Przylecieliśmy dosyć późno, więc był tylko czas na kolację i trochę plotek.
W piątek rano nasi gospodarze pojechali do pracy, a my ruszyliśmy do centrum. I tu od razu napotkaliśmy trudności. Jako rozpuszczeni do granic nieprzyzwoitości skandynawskimi udogodnieniami dla rodziców z małymi dziećmi (i osób niepełnosprawnych) mieliśmy problem wsiąść do tramwaju. Bo schody, bo wąsko i wózek się nie mieści. Eh… sami się z siebie śmialiśmy.
W końcu dotarliśmy metrem na stację Art-loi i ruszyliśmy do parku królewskiego po drodze mijając jakąś manifestację. Dalej nasza trasa prowadziła przez Jardin du Mont des Arts w stronę Grand Place. Po drodze zatrzymaliśmy się w knajpce z ekologicznym jedzeniem na lekki lancz i Gabrysia zjadła ponad połowę mojej porcji…. Niedługo potem zasnęła w wózku i przespała prawie 2 godziny, a my spacerowaliśmy dalej ulicami Bruskeli.
Poszliśmy zobaczyć Manneken Pis, czyli słynnego siusiającego chłopca, który swoimi niewielki rozmiarami bardzo nas rozczarował…
Zjedliśmy obowiązkową w tym mieście ogromną porcję frytek oraz gofry, mmmm….