Dzień 3, Pałac Klungkung i Wodny Pałac Tirta Gangga, 17 września
Dziś w końcu ruszyliśmy się poza Ubud. O 10 rano przyjechał po nas kierowca, na którego namiary dostaliśmy od znajomego jeszcze w Szwecji. Gabrysia usadowiła się wygodnie na fotelu i zaczęła śpiewać. Dzisiejsze improwizacje przebijały wszystko co do tej pory usłyszeliśmy. Było po polsku i po szwedzku (i po Gabrysiowemu chwilami), o zwierzętach (żyrafach), o mamie która jest zła i o ipadzie….
Po niecałej godzinie drogi dotarliśmy do Semarapura, gdzie celem naszej wycieczki był pałac Klungkung, a raczej to co po nim obecnie zostało. Na dodatek właśnie trwały prace renowacyjne na dachu budynku. W każdym razie zaopatrzyliśmy się w bilety i weszliśmy na teren dookoła pozostałego pawilonu. Gabrysia była głownie zainteresowana rybkami w fosie dookoła pawilonu, ale przynajmniej Tomek mógł spokojnie zrobić trochę zdjęć. Poza pływającym pawilonem, zobaczyliśmy jeszcze mała świątynie i muzeum. Oprócz tego podziwialiśmy wielki pomnik/świątynię znajdującą się dokładnie na środku ruchliwego ronda. Do tego byli tam modlący się i składający ofiary Balijczycy!
Po zaopatrzeniu się w miejscowe ciasteczka (których Gabrysia po bliższym sprawdzeniu jednak nie chciała jeść) wróciliśmy do naszego kierowcy i ruszyliśmy w stronę Tirta Gangga. Plan był taki, ze Gabcia się prześpi w drodze, ale ona postanowiła śpiewać. Mijając nadmorska Candidasa nasz kierowca zaproponował nam lancz w jednym z barów. Pewnie ma tam umowę jakiegoś typu, bo jedzenie byli tam głownie turyści przewiezieni przez kierowców, a jedzenie było niestety przeciętne…. No ale pożywieni ruszyliśmy w dalsza drogę, a Gabcia zasnęła w 5 min. Tyle, że po 20 byliśmy już na miejscu… Wyrzuciłam Tomka z samochodu w celu robienia zdjęć tarasom ryżowym, a sama zostałam z Gabcią w aucie jeszcze na 10 min. Potem ruszyliśmy razem zwiedzać słynny wodny pałac.
Kompleks Tirta Gangga nie jest zbyt duży, ale jest to bardzo urokliwe miejsce ze stawami pełnymi ryb, fontannami i basenem w którym można pływać. Gabrysia była kolejny raz zafascynowana wielkimi złotymi rybkami i bardzo chciała skakać po kamieniach po jednym ze stawów (tylko że nóżki jeszcze ma za krótkie i musieliśmy jej pomagać co nie było łatwe). Na koniec skorzystaliśmy z możliwości ochłodzenia się w jednym z basenów, kupiliśmy banany dla Gabrysi i udaliśmy się do samochodu.
Cała drogę podziwialiśmy umiejętności naszego kierowcy. Ruch tutaj jest okropny. Ilość motorów i skuterów jest niewyobrażalna, i dla mnie cudem jest ich omijać. W ogóle wygląda to tak jakby nie istniały żadne zasady drogowe ani bezpieczeństwa. Kask ma może co drugi motocyklista, a nie rzadko wiezie ze sobą żonę i dzieci. Widziałam nawet czteroosobowa rodzinę bez kasków na jednym skuterze (kierowca plus żona i przedszkolak miedzy nimi i jeszcze takie małe może w wieku Gabci pod nogami kierowcy). A my w Szwecji zakładamy dziecku kask kiedy jeździ na rowerze po placu zabaw…..
Tomek sporo rozmawiał z naszym kierowca (ja niewiele słyszałam, bo głownie skupiałam się na śpiewach Gabrysi). Dowiedział się, że ma rodziców, którzy żyją z uprawy kawy. Z 1 hektara ziemi, zbierają 8-10 ton oczyszczonych ziaren, z czego wychodzi około 4-5 ton kawy paczkowanej. Poza tym na Bali uprawia się głownie ryż oczywiście. Mam nadzieje, ze uda nam się pojechać na pola ryżowe przy okazji następnej wycieczki.
Po powrocie poszliśmy na kolacje do pobliskiej restauracji gdzie co wieczór można zobaczyć pokaz tradycyjnych balijskich tańców. Akurat dziś wyjątkowo pokaz był wcześniej (o czym nie wiedzieliśmy) wiec trafiliśmy na ostatnie 15 min Kecak Dance. Gabrysia bała się przebranych tancerzy, ale równocześnie wyglądała na zaciekawiona. Jedzenie było pyszne, więc chyba tam jeszcze wrócimy na kolację i pokaz tańca.
Info praktyczne:
Bilety do Pałacu Klungkung: 12000 Rp
Bilety do Tirta Gangga: 10000 Rp + kolejne 10000 Rp za pływanie w basenie.
Gabrysia wszędzie wchodziła za darmo, ale zdaje się ze dzieci od 3 roku życia płaca polowe ceny.