Dzień 7, czyli Starożytna Polirinia (28.08)
Maści na szczęście dały efekt ekspresowy i już następnego dnia Gabrysia wyglądała dużo lepiej.
Po obiedzie w pobliskiej tawernie pojechaliśmy zobaczyć ruiny starożytnego miasta Polirinia.
Obecnie są to tylko ruiny, lecz powstałe w VI w. pne miasto stanowiło potęgę w tamtych czasach. Polirinia rozwinęła się najbardziej za czasów rzymskich, miała idealne położenie na szczycie wzgórza i dostęp do dwóch znacznych portów: Kissamos i Falassarny.
Powodem jego upadku był brak wody. Mieszkańcy starożytnego miasta nie przenieśli się jednak daleko, ale osiedlili się u podnóża starego miasta.
My naszą wycieczkę rozpoczęliśmy w obecnej wiosce Polirinia i stopniowo wspinaliśmy się krętymi uliczkami coraz wyżej w kierunku ruin. Zabraliśmy ze sobą nosidło, gdyż wózek w takim miejscu raczej by się nie spisał, ale Gabrysia uparcie odmawiała bycia noszoną i dzielnie szła sama pod górę. Dopiero na szczycie udało się nam ją załadować do nosidła na jakieś 15 min.
Celem naszej wycieczki był kościółek na szczycie wzgórza, który podobno zawsze jest zamknięty. Jak wielkie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że akurat był tam ksiądz, a drzwi kościoła były otwarte.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w małej tawernie, gdzie Gabrysia zaprzyjaźniła się z lokalną dziewczynką, zjadła talerz pełen tzatziki i popiła pysznym sokiem ze świeżych pomarańczy. Później kupiliśmy oliwę i raki u lokalnego wytwórcy.