Dzień 7, Pożegnanie z Ubud, 21 września

Nasz ostatni dzień w Ubud spędziliśmy na „zajęciach w grupach”. Ja z Gabrysią zostałyśmy na całe przedpołudnie przy hotelowym basenie, a Tomek pojechał na lekcje gotowania.

W sumie to Tomek sam powinien podzielić się swoimi doświadczeniami, ale nie wiem czy będzie okazja, bo net kiepski w hotelu i muszę siedzieć w lobby podczas, gdy on usypia Gabrysie 🙂

W każdym razie, ok 7.30 rano przyjechał po niego kierowca, który zabrał go jak i innych chętnych na targ, gdzie mogli zobaczyć i poznać wiele lokalnych produktów. Następnie udali się do szkoły gotowania dla amatorów, gdzie całe przedpołudnie przygotowywali wspólnie obiad złożony z 7 potraw. Oprócz tego przygotowywali własne ofiary dla bogów oraz uczyli się wytwarzania oleju kokosowego. Gotowanie zakończyło się oczywiście wspólnym obiadem dla uczestników. Tomek jest bardzo zadowolony i poleca wszystkim takie doświadczenie szczególnie w tej szkole (Payuk Bali) Ja niestety nie mogłam skorzystać, bo ktoś musiał się zająć Gabcią, ale mam obiecany ekstra masaż albo inne zabiegi w spa, kiedy dotrzemy do Nusa Dua.

IMG_9670 IMG_9672 IMG_9673 IMG_9686 IMG_9707 IMG_9720 IMG_9732

IMG_9740

IMG_9750

My z Gabcią leniłyśmy się przy basenie, zjadłyśmy lancz (a raczej ja zjadłam, bo Gabcia wciągnęła może z 10 kawałków nudli…), a potem był czas na drzemkę.

Popołudniu poszliśmy już we trójkę na ostatni spacer do Ubud i na rynek, gdzie zakupiliśmy  jeszcze trochę pamiątek. Zjedliśmy lody o smaku zielonej herbaty oraz trafiliśmy do japońskiej piekarni, gdzie stęsknieni pieczywa zakupiliśmy kilka rożnych bułek (słodkich i słonych z nadzieniem) i spałaszowaliśmy je na kolacje. Cały czas próbujemy zrozumieć logikę naszego dziecka i codziennie niestety polegamy w boju. Od samego sklepu marudziła, że chce tą bułkę z czekoladą. Teraz, natychmiast. Ale jej powiedzieliśmy, że najpierw musi zjeść trochę tej z serem żółtym. No to ona nie zje nic. Ok. W hotelu dalej marudziła o czekoladową bułkę, ale dostała warunek, że musi zjeść poęowe tej z serem pierw. Kiedy już wmusiła w siebie wydzieloną porcje i chcieliśmy jej dać tą z czekoladą, to nagle stwierdziła, że teraz to ona chce owoce…. 2 godz marudzenia po to żeby zmienić zdanie… To nas już przerosło niestety.

IMG_9759

Tak wiec żegnamy Ubud i ruszamy jutro bardzo wcześnie rano do Yogyakarty (lot mamy o 8 rano!).

Pierwszy tydzień podróży z dzieckiem w egzotyczne miejsce możemy uważać za sukces i jedynym problemem  tak na prawdę było poruszanie się z wózkiem po Ubud. Nie polecam. Warto też pamiętać, że nie ma tutaj żadnej infrastruktury dla dzieci. Żadnych placy zabaw, łóżeczek, krzesełek, przewijaków itd. Tak więc bardzo się cieszymy, że Gabi jest na tyle duża, że daje radę jeść siedząc (a raczej klęcząc) na normalnym krześle  i że nie potrzebuje już pieluch (chociaż korzystanie z tutejszych toalet te nie jest często dobrym pomysłem).

Info praktyczne:

Cena lekcji gotowanie w szkole Payuk Bali to 350000 Rp

Wrażenia Tomka z lekcji kulinarnej: Payuk Bali prowadzi dwie lekcje dziennie, poranną od ok 8 do 13 i popołudniowa od 15 do 19, w sumie każdego dnia roku. Maja 18 miejsc na posiedzenie i wydają się cieszyć popularnością. Tylko poranna lekcja zawiera wizytę na targu w Ubud, co jest ciekawym doświadczeniem. Kierowca opowiada wiele szczegółów o produktach ziemi balijskiej i jest szansa zadawania pytań, wiec można zaspokoić swoją ciekawość i upewnić w rozróżnianiu rambutana od liczi i dziewięciu rodzajów bananów oraz dowiedzieć, które mango jest używane do piklowania.

W dzisiejszej lekcji brało nas udział 11 osób – dwie holenderskie pary, samotna holenderka, australijska rodzina z dziećmi w wieku 11 i 13 lat i starsza australijska, oraz ja – reprezentant narodu polskiego. Na pewno na Bali często musimy tłumaczyć, że jesteśmy z „Poland not Holland” bo nasz kraj wśród tubylców jest raczej mało znany, a malutka Holandia jest, i to bynajmniej nie z powodu wiatraków.

Prowadzący Ketut jest bardzo zabawny i cała lekcja jest bardzo dobrze zorganizowana i prowadzona – każdy bierze udział w większości przygotowań wszystkich 7 potraw i wszystko jest tłumaczone, a do tego jest chmura asystentów Ketuta którzy cały czas podsuwają człowiekowi patelnie i szpatułki w odpowiednim momencie. Każda potrawa jest robiona w parach, a potem dana potrawa jest zabierania od wszystkich i mieszana w większym garze, przez co wszyscy są odpowiedzialni za końcowy efekt. Na koniec wszystko jest podane w formie bufetu i wpałaszowane wspólnie przez uczestników, czyli jest bardzo dobra szansa zapoznania się z innymi ciekawymi ludźmi.

Dodać można, że w cenie jest włączona woda butelkowana w ilościach jakich pomieści lodówka, kawa przed rozpoczęciem gotowania oraz frytowany jackfruit, własne tworzenie daru dla bogów z liści banana, kwiatków itp – bez pokaleczenia palców wykałaczkami bambusowymi oraz bardzo ciekawa demonstracja produkcji naturalnej oleju kokosowego (naturalny jest bezbarwny ale Balijczycy lubią dodawać kurkumę żeby go zażółcić co im zastępuje szafran w ryżu). Polecam 🙂

Możesz również polubić…

Leave a Reply