Gardens by the Bay i Chinatown, 14 listopada 2018
W środę rano obudziła mnie burza i ulewa. W planie mieliśmy zoo, ale w obawie przed deszczem zmieniliśmy zdanie i postanowiliśmy pojechać do Gardens by the Bay, czyli jednej z głównych atrakcji Singapuru, która częściowo jest pod dachem. Metrem dojechaliśmy do stacji Bayfront, skąd już spacerkiem ruszyliśmy w stronę ogrodów. Pogoda dalej była niepewna, ale przynajmniej przestało padać. Po drodze do głównych atrakcji, czyli dwóch kopuł skrywających fantastyczne, egzotyczne ogrody, mijaliśmy ogrody tematyczne: chiński i hinduski.
Przy zakupie biletów dowiedzieliśmy się, że ze względu na pogodę Skyway, czyli podniebna ścieżka w koronach drzew, jest póki co nieczynna, ale mieliśmy nadzieję, że to się zmieni. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Flower Dome, czyli kopuły skrywającej ogrody kwiatowe oraz roślinność z różnych stron świata. Nasze pierwsze wrażenie, to temperatura. W ogrodach jest strasznie zimno! Całe szczęście, że mieliśmy ze sobą sweterki (żeby nie marznąć w metrze), ale nie pogardziłabym długimi spodniami. Drugie wrażenie to: idą Święta! Centralną cześć ogrodu zajmowała wystawa bożonarodzeniowa z ogromnymi choinkami i postaciami z bajek dla dzieci. Dla nas bardzo surrealistyczne wrażenie, bo jednak święta kojarzą nam się z zimą, a nie latem 🙂 Dzieci za to były wniebowzięte i z radością biegały wśród tych wystaw. Oprócz tego udało nam się obejść też całą resztę ogrodu głównie szukając figurek zwierząt i postaci z bajek ukrytych wśród roślinności. Znaleźliśmy m.in. Kubusia Puchatka oraz Alicję w Krainie Czarów, a do tego masę innych stworków. A wszystko to wśród palm, baobabów, kaktusów, aloesów, storczyków itd.
Po krótkiej przerwie na przekąskę i trochę ciepełka, weszliśmy do drugiej kopuły zwanej Cloud Forrest, czyli Ogród w Chmurach. Mieliśmy naiwnie nadzieję, że tam będzie cieplej, ale nic z tego. Cloud Forrest robi jeszcze większe wrażenie niż Flower Dome, gdyż jest zbudowany jak góra, dookoła której rosną przepiękne rośliny. Jest też wodospad i ścieżka w chmurach. Na najwyższym piętrze uczyliśmy dzieci o roślinach mięsożernych, a później oglądaliśmy kolejne piętra schodząc po zawieszonych nad ogrodem mostach. Nie jestem pewna komu się bardziej podobało, nam czy dzieciom?
Po wyjściu na zewnątrz, Adaś zasnął, a my postanowiliśmy zjeść lancz. Poszliśmy do Satay by the Bay, czyli tańszego food courtu z masą lokalnego azjatyckiego jedzenia.
Jako, że o porannym deszczu już nikt nie pamiętał, otwarta została Skyway, czyli ścieżka rozwieszona pomiędzy wielkimi sztucznymi drzewami. Kolejki do wejścia nie było wcale, a na górze mogliśmy spokojnie delektować się widokiem na ogrody oraz zatokę. Spacer ścieżką w chmurach to obowiązkowa atrakcja, ale tylko dla tych bez lęku wysokości!
Kiedy wróciliśmy na ziemię, obudził się Adaś, a to oznaczało przerwę na bieganie po trawie. Dalej już ruszyliśmy w stronę stacji metra, mijając po drodze ogród palmowy, rzeźby zwierząt wykonane z roślin oraz wielki pomnik śpiącego chłopczyka (Adaś?).
W centrum handlowym przy Bayfront udało nam się znaleźć lody dla Gabrysi. Ale nie polecamy tego miejsca na tego typu wypady. Centrum jest ogromne, masa ekskluzywnych butików, a lodziarni znaleźć nie można 🙂
Metrem ruszyliśmy dalej w stronę Chinatown. Tam odwiedziliśmy hinduistyczną świątynie Sri Mariamman oraz najsłynniejszą buddyjską świątynię w Singapurze, czyli Budda Tooth Relict Temple (Świątynię, w której można zobaczyć relikwie zęba Buddy). Świątynia jest czteropiętrowa i zupełnie niepodobna do wszystkich świątyń, które widzieliśmy do tej pory. Zapewne dlatego, że jest to świątynia chińska, a w Chinach nas jeszcze nie było 🙂 A Chińczycy nie są tacy otwarci i tolerancyjni wobec dzieci jak Tajowie albo Khmerowie, więc zachowanie naszych dzieci nie spotkało się z aprobatą i musieliśmy dosyć szybko się wycofywać ze świątyni. Później przespacerowaliśmy się obowiązkowo uliczkami Chinatown pełnymi różnobarwnych straganów. Do tego chińskie budynki, masa jedzenia… Kiedy cztery lata temu wracając z Bali mieliśmy kilkugodzinną przerwę w Singapurze wylądowaliśmy właśnie tutaj, w Chinatown. Tylko, że wtedy to był wieczór, a więc wszystko świeciło się tysiącami kolorów, grała muzyka, a ulica żyła. Teraz w ciągu dnia, klimat już nie ten sam, ale warto było odwiedzić tą dzielnicę choć na chwilę.
Kolację zjedliśmy w jednej z knajpek niedaleko hotelu. I padliśmy na łóżka. Tzn ja i Tomek, bo dzieci miały dalej energię skakać do 21….
Info praktyczne:
Flower Dome + Cloud Forrest: 28 S$, dzieci 3-12 lat: 15 S$
Skyway: 8 S$, dzieci 5 S$