Madryt z dziećmi
Podczas naszych tegorocznych wakacji w Hiszpanii spędziliśmy w Madrycie 1,5 dnia. To właśnie tam mieliśmy lot (tak nam wyszło korzystniej cenowo), więc postanowiliśmy się na chwilę zatrzymać. Tomek w Madrycie był już wiele razy służbowo, my z Gabi dołączyłyśmy do niego raz w lutym 2016, kiedy to Gabi była chora i wyjazd skończył się dwoma tygodniami antybiotyku…. Tak więc dla nas wspomnienia średnie – czas je polepszyć. Do tego Adam, wielki fan piłki nożnej, koniecznie chciał zobaczyć Bernabéu, czyli stadion Realu Madrid. Nie chcieliśmy spędzać więcej czasu w wielkim mieście w środku lata, ale to właśnie dzień spędzony w stolicy Hiszpanii oboje dzieci wspominają jako najlepszy z całych wakacji.
MUZEA
Do Madrytu dotarliśmy w sobotę wczesnym popołudniem. Zaczęliśmy od obiadu w lokalnej knajpce blisko hotelu, a później ruszyliśmy metrem do centrum. Początkowo mieliśmy w planach zwiedzanie Muzeum Historii Naturalnej, ale niestety okazało się, że latem jest zamykane już o godz. 15 (podczas pozostałych miesięcy jest otwarte do 17, a weekendy do 20!). Tak więc ruszyliśmy do Muzeum Morskiego. Muzeum to jest całkowicie darmowe i otwarte do godz. 19 (w sierpniu jest zamknięte). My dotarliśmy tam dopiero na pół godziny przed zamknięciem, ale to wystarczyło nam na szybkie obejrzenie wystaw. Adam utknął oglądając filmy edukacyjne, więc gdybyśmy mieli więcej czasu, na pewno zostalibyśmy dłużej.
Po zamknięciu Muzeum Morskiego, ruszyliśmy spacerem wzdłuż Paseo del Prado w kierunku Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía. Po drodze minęliśmy m.in. słynne Muzeum Prado (może innym razem będzie czas i chęci) oraz CaixaForum Madrid, czyli centrum sztuki współczesnej.
Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía to muzeum sztuki współczesnej, gdzie najważniejszym dziełem w zbiorach jest „Guernica” Picassa. Muzeum to jest darmowe od poniedziałku do soboty w godzinach 19-21 oraz w niedzielę od 12.30 do 14.30 (czyli do zamknięcia). We wtorki jest nieczynne. Jako, że godzina była już późna, nie mieliśmy siły ani chęci na długie zwiedzanie, ale uznaliśmy, że za darmo możemy wejść na godzinę. I Wam też polecamy takie rozwiązanie!





W niedzielę postanowiliśmy się rozdzielić. Ostatnio coraz częściej próbujemy w ten sposób spędzać czas podczas wyjazdów i widzimy, że dzięki temu oboje dzieci są zadowolone, gdyż dostają więcej wartościowego czasu z jednym z nas. Ja i Gabi spędziłyśmy pół dnia zwiedzając centrum Madrytu, a chłopaki pojechali na stadion piłkarski.
SPACER PO MIEŚCIE
Nasz długi spacer po mieście rozpoczęłyśmy na stacji Opera i stamtąd ruszyłyśmy pod Palacio Real de Madrid. Sprawdziłyśmy widok z Mirador de la Cornisa del Palacio Real (nie był ciekawy) i udałyśmy się dalej do Parku de la Montaña, gdzie znajduje się antyczna egipska świątynia Debod. Odpoczęłyśmy trochę w parku i przeszłyśmy dalej do ogrodów Królewskich, czyli do parku Campo del Moro. Tam spędziłyśmy trochę czasu spacerując, rozmawiając i szukając małych pawi. Po opuszczeniu parku udałyśmy się w okolice Plaza Mayor, czyli głównego placu w Madrycie. W okolicy placu zjadłyśmy lancz (poke bowls, bo uznałyśmy, że to jedyna okazja w Hiszpanii zjeść coś innego), ale chwilę później żałowałyśmy naszego wyboru, bo okazało się, że trzeba było jeść na Mercado de San Miguel. I tak nie mogłyśmy sobie odmówić croquetas na jednym z malutkich stanowisk 🙂 Następnie, jak na turystki przystało udałyśmy się na plac Puerta del Sol, gdzie znajduje się słynny pomnik niedźwiedzia i drzewa truskawkowego, czyli El Oso y el Madroño.





PARQUE DE EL RETIRO
Popołudniu ruszyłyśmy do największego parku w mieście, czyli El Retiro. Tam też spotkaliśmy się wszyscy razem i spędziliśmy sporo czasu na spacerowaniu i leniuchowaniu. Niestety obecnie słynny Palacio de Cristal, gdzie 9 lat temu podziwialiśmy ciekawą wystawę, jest obecnie w remoncie.
Park El Retiro jest na prawdę ogromny. Jest tam spory staw, gdzie można pływać wypożyczonymi łódkami oraz mniejszy, w którym pływają ryby, żółwie i liczne ptaki, są liczne ogrody tematyczne, fontanny, place zabaw, siłownie i boisko. Na pewno warto tam uciec od zgiełku wielkiego miasta chociaż na chwilę.




POKAZ FLAMENCO
Wieczorem udaliśmy się wszyscy razem na pokaz flamenco w Tablao Flamenco Torres Bermejas. Wstęp z kolacją w cenie zamówiliśmy dużo wcześniej. Cena za bilet dla dorosłego (z kolacją tapas i jednym napojem) to koszt 55 EUR, Adaś był za pół ceny. Pokaz tańca trwał równo godzinę, jedzenie zaczęto nam serować już wcześniej. Adam początkowo był zafascynowany, później już się trochę nudził, tak jak i Gabi. Ale wysiedzieli do końca bez większego problemu. Z młodszymi dziećmi bym chyba nie poszła.
Sama sala, w której odbywa się pokaz robi bardzo duże wrażenie. Zupełnie jakbyśmy przenieśli się do innego świata. Pokaz bardzo się nam podobał, a szczególnie męski tancerz. Zapewne wielu z Was flamenco kojarzy się głównie z kobietami, ale faceci też tańczą i to nie raz lepiej niż babki.


STADION BERNABEU – relacja Tomka
Na stadion Bernabéu, domostwo podobno słynnych lokalnych popykaczy w piłkę nożną, wybrali się jedynie chłopacy – pod silnym naciskiem Adama, który podczas ostatniego roku piłką się bardzo interesuje i potrafi wymienić prawie wszystkich piłkarzy w nawet podrzędnych ligach republik bałkańskich. Cena za wizytę nie jest niska, bo ile może być warte zobaczenie boiska, ale podczas wizyty stwierdziłem, że zwiedzenie muzeum pokazujące rozwój jednego z największych klubów wszechczasów a przy tym samego sportu i karuzeli z nim związanej, oraz zaangażowanie i radość Adama w najwyższym stopniu usprawiedliwiły te 70+ Euro za dwie wejściówki. We would do it again 🙂 Oprócz wszelkiego typu pucharów i gadżetów związanych z klubem przez wszystkie lata jego istnienia, było wiele zdjęć z opisami oraz informacja o poszczególnych piłkarzach – istny raj dla fana piłki, nawet jeżeli nie kocha akurat Realu Madryt. Są też elementy związane z koszykówką, co nas akurat nie interesowało więc je przelecieliśmy jak emeryt w drodze do toalety po przebudzeniu w środku nocy. Fajnie też było posiedzieć na faktycznych krzesełkach samego stadionu i pooglądać murawę z wysoka, choć większość niej była w stanie remontu. Remontowana też była szatnia, więc nie było do niej wstępu – Adam był oczywiście tym elementem zawiedziony, bo spodziewał się, że nieremontowana szatnia jest zawsze pełna piłkarzy. Czy tak jest, sprawdzimy następnym razem 🙂




