Targ kóz w Nizwie, Hoota Cave, Wadi Tanuf, 25 października 2019
Omańczycy uwielbiają targi, a najsłynniejszy souq jest właśnie w Nizwie. Szczególnie warto być tam w piątek rano, kiedy odbywa się słynny targ kóz. Rano oznacza na prawdę rano. Tomek poszedł już o 7 i udało mu się być świadkiem szaleństwa, które opisuje poniżej. Ja z dziećmi dokulaliśmy się dopiero po śniadaniu i wtedy już nie bardzo było co oglądać. Co prawda stało kilka kóz i krów, ale Gabrysia była głównie skupiona na tym, że przecież ludzie robią im krzywdę, i że tak nie wolno. To może lepiej, że ominęła poranne targowanie? Ostatnio zrobiła się wyjątkowo wrażliwa na krzywdę zwierząt. Ale jakoś z jedzenia mięska nie chce zrezygnować 🙂
[Tomek] Targ kóz podobno rusza z kopyta już o 6 rano. Ja dotarłem tam dopiero około 7, z lekką obawą, że może już być po sprawie (najlepsze koźlęta już znajdą kupców). Na szczęście taniec dopiero się rozwijał: okrągły podest na środku targu szybko zapełniał się potencjalnymi kupcami oraz pojedynczymi turystami uzbrojonymi w canony, nikony i inne olimpusy. Pięć metrów od podestu tworzył się drugi krąg gapiów i uczestników spektaklu. Po chwili właściciele jeden po drugim zaczęli wprowadzać swoje kózki, kozły i koźlaki do przestrzeni pomiędzy tymi dwoma kręgami, i oprowadzać je dookoła, przedstawiając ich atuty gapiom: a to zęby dorodne, a to futro gładkie, a to silny niczym tur i tym podobne. Widać było, że niektórzy z kupców są ważnymi osobowościami, gdyż sprzedawcy bardzo zabiegali o to, żeby im akurat przedstawić swoje ssaki. Całość wyglądała jak odwieczny taniec i wydaje się, że niewiele się zmieniło przez co najmniej kilkaset lat.
Poza kozią sekcją, targ ma również przestrzenie poświęcone innym artykułom pożądania, takim jak zwierzęta w klatkach (papugi, gołębie, kury, koty, żółwie), daktyle, owoce i warzywa, amfory (na pewno nie wino), strzelby i sztylety oraz wiele innych. Ciekawostką dla słodkozębnych jest halwa, która bynajmniej nie przypomina tej, którą znamy w Polsce: wygląda i smakuje bardziej jak marmolada. Oczywiście można skosztować i zapić omanską kawą – ma to swój urok.
Poza targiem, mieliśmy na ten dzień jedynie w planie wycieczkę do jaskini Al Hoota. Bilety na daną godzinę trzeba kupić przez internet z min. 2 dniowym wyprzedzeniem. Zdecydowaliśmy się, że pojedziemy popołudniu, więc po przejściu całego souqu, mieliśmy trochę czasu na nic nierobienie. Z tego nic nie robienia wyszło nam to, że o mało nie zdążylibyśmy zjeść lanczu, bo pan po przyjęciu naszego zamówienia, zamknął coffe shop i zniknął na pół godziny. Domyślamy się, że miało to związek z religijnymi obchodami piątku, ale akcja średnia… w ostatniej chwili dostaliśmy nasze kanapki i soki i ruszyliśmy do jaskini.
Tam czekała nas kolejna niespodzianka. Wielce reklamowana kolejka elektryczna, która powinna zawozić turystów z budynku recepcji i muzeum do wejścia jaskini nie działa. Z tego co czytałam to nie działa raczej często i podejrzewam, że być może w ogóle się im nie opłaca jej uruchamiać i stoi tam tylko na ozdobę… no ale nic, to tylko 100 m, więc można przejść. Zaraz też się okazało, że nie możemy wejść na zaplanowaną przez nas godzinę, ale musimy czekać 30 min na kolejną grupę (do tej pory nie rozumiemy o co chodziło). Czekając postanowiliśmy zobaczyć tamtejsze muzeum. W sumie jest całkiem fajne. Można podziwiać różne eksponaty pochodzące z jaskiń na całym świecie (kryształy, skamienieliny, kawałki stalaktytów i stalagmitów), poza tym dowiedzieliśmy się jakie ryby i zwierzęta żyją w jaskini Hoota. Dodatkową atrakcją są wirtualne prezentacje pokazujące zmiany układu kontynentów na przestrzeni wieków itp.
Po pół godziny czekania przyszła nasza kolej. Grzecznie przeszliśmy 100 m do jaskini, mając nadzieję na przyjemną ochłodę w jej wnętrzu. I owszem jest tam jakieś 10 stopni mniej niż na zewnątrz, ale wilgotność powietrza jest tak duża, że już wolę leżeć na pustyni! Al Hoota Cave jest jedyną udostępnioną do zwiedzania jaskinią na Półwyspie Arabskim. Jej długość wynosi ok 4,5 km, ale do zwiedzania udostępnione jest jedynie 500 m. Wewnątrz jaskini znajdują się 4 jeziorka, ale tylko jedno z nich znajduje się przy trasie zwiedzania. Żyją w nim ślepe rybki, które można oglądać ze specjalnych pomostów. Poza tym w jaskini mieszkają nietoperze, pająki, ślimaki i chrząszcze wodne.
Jaskinia jest piękna, stalaktyty i stalagmity, które uformowały się w ciągu wieków przedstawiają fantastyczne formy np. lwa. Ale niestety zwiedzanie jaskini nie należy do przyjemności. Tak, jak już wcześniej wspomniałam, panuje w niej ogromna wilgotność powietrza, co fatalnie wpływa na samopoczucie. Nie pomaga też tempo zwiedzania. Odnosiłam wrażenie, że przewodnik biegł po trasie, która w dużej mierze składa się ze schodów. My ledwo nadążaliśmy. Tomek musiał cały czas nieść Adasia, bo inaczej byśmy zostali daleko w tyle. Do tego nie wolno robić zdjęć (ale i tak wszyscy robią). Oczywiście rozumiemy, że flesze szkodzą skałom, ale tutaj też ewidentnie chodzi o to, żeby nie tracić czasu na długie postoje i jak najszybciej przebiec jaskinię. Ja szczerze mówiąc, głównie skupiałam się na tym, żebyśmy się nie przewrócili na śliskim chodniku, a nie na podziwianiu jaskini. Wg nas zmarnowany potencjał. Dużo reklamy, ale całość doświadczenia dla nas była bardzo przeciętna. Na pewno nie trafi na naszą listę top 10 atrakcji w Omanie.
W drodze do Nizwy podjęliśmy kolejną próbę znalezienia wody w pobliskim Wadi. Dzień wcześniej Abdulqadir powiedział nam, że zaraz przy wjeździe do Wadi Tanuf jest jeziorko i można się kąpać. Bez wielkich nadziei postanowiliśmy to sprawdzić. Było już co prawda dosyć późno, bo po 16 (zachód słońca o 17.30), ale stwierdziliśmy, że najwyżej zrobimy tylko piknik. Nam naszym autem udało się wjechać ok 1-2 km wgłąb tego Wadi. Dalej uznaliśmy, że lepiej się nie pchać bez napędu na 4 koła. Po drodze owszem była woda, ale raczej niezbyt zachęcająca do kąpieli. Rozbiliśmy więc piknik na kamieniach przy rzeczce, posililiśmy się owocami i ciastkami, dzieci pochodziły trochę po kamienistym dnie (dobrze, że mieliśmy dla nich specjalne butki) i ruszyliśmy z powrotem do miasta. Przy wyjeździe z Wadi, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilkę na krótką sesję zdjęciową w ruinach zamku Tanuf. Dzieci tym razem zastrajkowały, więc wydelegowaliśmy tylko tatę. Ale zdjęcia ładne 🙂
Na kolację była znowu rybka i krewetki w Marsa Alsaiyaad 🙂