2 tygodnie na Florydzie – podsumowanie podróży
Na Florydzie spędziliśmy 2 tygodnie na początku listopada. Dla mnie i dzieci była to pierwsza podróż do USA. Tomek był wiele razy po drugiej stronie oceanu, ale nigdy na Florydzie, więc dla wszystkich nas była to wielka nowa przygoda.
O tym, jakie są warunki wjazdu do USA pisałam już TUTAJ
TRASA:
- Pierwsze 3 dni spędziliśmy w Miami, a szczegółowo o tym co tam robiliśmy przeczytacie TU
- Spacer po finansowej dzielnicy Brickell oraz Downtown
- Miami Beach: ulica Ocean Drive, dzielnica Art Deco oraz kolorowe budki ratownicze na plaży
- Wynwood, czyli kolorowa dzielnica słynąca ze sztuki ulicznej oraz meksykańskich knajpek serwujących tacos
- Przejechaliśmy całą trasę wzdłuż Florida Keys, aż do Key West.
- Po drodze zatrzymaliśmy się na wyspie Marathon na plaży Sombrero Beach.
- Na Key West przespacerowaliśmy się od Najbardziej wysuniętego na południe miejsca w USA do latarni morskiej, domu Hemingway’a (których ze względu na cenę nie zwiedziliśmy) oraz zjedliśmy pyszne lody w Flamingo Crossing
- Obowiązkowo odwiedziliśmy Park Narodowy Everglades, gdzie pływaliśmy airboats poszukując aligatorów! O szczegółach przeczytacie TU
- W drodze na północ zrobiliśmy sobie krótki przystanek w West Palm Beach, gdzie spotkaliśmy się z moją szkolną koleżanką i jej rodziną!
- Kolejne 2 dni leniuchowaliśmy w St.Pete. Plaża, basen, plaża, basen….
- Odwiedziliśmy Florida Botanical Gardens w Largo oraz Florida Aquarium w Tampie, a szczegóły TU.
- Podziwialiśmy manaty w Homosassa Springs oraz pływaliśmy kajakami po rzece w Weeki Wachee. Szczegóły TU.
- Spędziliśmy 3 dni w Orlando, z czego 2 dni w Disney World, który na pewno pozostanie w pamięci dzieci na długo! Szczegóły TU.
- Ostatni dzien to wycieczka do Kennedy Space Center, które dla mnie było jedną z najlepszych atrakcji Florydy. Widzieliśmy nawet start rakiety! Szczegóły TU.
Poniżej macie mapkę z naszą trasą. Niestety nie wiemy dokładnie ile mil (kilometrów) przejechaliśmy, bo zapomnieliśmy sprawdzić na koniec w samochodzie, ale tak mniej więcej to na pewno ponad 1450 mil (czyli ponad 2333 km). Te niebieskie punkciki, to miejsca, które chcieliśmy odwiedzić. Większość się udało, oczywiście poza okolicami Cape Coral i Fort Myers, bo to właśnie tam, we wrześniu uderzył huragan Ian.
SAMOCHÓD
Na całe 2 tygodnie pożyczyliśmy samochód. Mimo, że Amerykanie narzekają na wysokie ceny paliwa, to dla nas była to jedyna relatywnie tania rzecz w USA. Za 40 USD mieliśmy zatankowany cały bak, co w Szwecji jest absolutnie niemożliwe. Samochód mieliśmy nietypowo wypożyczony przez aplikacje Turo (wynajem na dni od osoby prywatnej) i sprawdziło się bardzo dobrze.
NOCLEGI
Wszystkie noclegi jak zawsze mieliśmy zamówione przez Booking.com. Muszę przyznać, że mimo różnego standardu hoteli, w jakich spaliśmy, to wszędzie były bardzo wygodne łóżka. I ważne jest to, że ewidentnie w USA standardem są dwa 2-osobowe łóżka w pokojach, więc dla nas było idealnie. Pierwszy raz od dawna, nie mieliśmy problemu ze znalezieniem noclegów dla 4 osób! Rozumiem, że ze starszymi dziećmi, to już nie przejdzie, ale nasze póki co, śpią razem bez marudzenia.
Co mnie zaskoczyło, to łazienki, a konkretnie wanny/prysznice. Wszędzie były wanny, a słuchawki prysznicowe były zamocowany na stałe (tzn. nie było słuchawek prysznicowych z wężem i nie dało się regulować wysokości). W USA to podobno standard, ale dla mnie nowość 😊
Śniadania hotelowe w USA są na prawdę tragiczne. Nie wierzyłam Tomkowi przed wyjazdem, że może być tak źle, ale niestety może. Nie dość, że ser i wędlinę dostaliśmy tylko w pierwszym hotelu, to wszystko było słodkie i sztuczne. Białe pieczywo tostowe, niejadalna jajecznica, masło orzechowe, które skład ma zdecydowanie za długi, płatki śniadaniowe tak słodkie, że nawet Adaś odmówił ich jedzenia. Co prawda dla dzieci było nie lada atrakcją codzienne robienie gofrów (Gabrysia mistrzowsko opanowała gofrownicę), ale już fakt, że nie miały do nich porządnego sosu albo dżemu trochę psuł efekt. Na dodatek, poza jednym hotelem, wszędzie dostawaliśmy plastikowe (bądź styropianowe) talerze, kubki i sztućce. Nawet w 4*Hiltonie! Wyobrażacie sobie ilość plastiku, która pozostawialiśmy po każdym posiłku? Straszne….
Hotele, w których mieszkaliśmy to:
- Hampton Inn & Suites by Hilton Miami Downtown/ Brickell – bardzo fajny, dobra lokalizacja, jak na USA dobre śniadanie
- Fairway Inn Florida City Homestead Everglades – typowy amerykański motel. Bez szału.
- St. Pete Beach Suites – nasza ulubiona miejscówka. Blisko plaży, 2 baseny, przyjemne studia, czysto. Do tego możliwość darmowego wypożyczania rowerów i sprzętu plażowego (w tym zabawek).
- Holiday Inn Express Crystal River – dobry hotel, lokalizacja dla nas była ok, ale właściwie wszędzie jeździliśmy samochodem. Czyste, ładne pokoje.
- Hawthorn Suites by Wyndham Lake Buena Vista w Orlando – hotel ma swoje lata świetności za sobą, ale miał bardzo atrakcyjną cenę. Duży pokój, właściwie apartament z kuchnią. Biorąc pod uwagę, że spaliśmy tam 4 noce, to przydała się nam ta przestrzeń.
- Days Inn & Suites by Wyndham Lake Okeechobee – na szczęście tylko tam spaliśmy w drodze na lotnisko i cieszę się, że nie musiałam tam dłużej mieszkać. Tzn. łóżka były wygodne i było w miarę czysto, ale atmosfera średnia…
CO NAM SIĘ NIE PODOBAŁO I NAS ZASKOCZYŁO?
- Wszechobecny plastik i totalny brak dbałości o środowisko. Już 4 lata temu będąc w Kambodży, pamiętam jak była duża dyskusja o plastikowych słomkach i wtedy zaczęły się pojawiać papierowe lub metalowe. Więc jak wiele było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że w USA dostawaliśmy plastikowe talerze i sztućce do śniadania. Do tego jednorazowe plastikowe reklamówki w supermarketach. Poczułam się jak w Polsce 15 lat temu, kiedy panie w kasach wkładały po 2 produkty do osobnych woreczków. Masakra!
- Przypomnienia o zapinaniu pasów w samochodzie, zapalaniu świateł itd – serio? W 2022 trzeba ludziom znakami drogowymi przypominać, że pasy są obowiązkowe?
- Motocykliści bez kasków na Florida Keys – kolejna kwestia, która nas zaskoczyła. W Azji jakoś to nas nie szokowało, ale w USA – owszem.
- Reklamy prywatnej służby zdrowia, ubezpieczeń i prawników w radiu oraz na billboardach. To w sumie chyba jedyne reklamy jakie tam są. Kliniki cudownie leczące raka, agresywni prawnicy, którzy pomogą uzyskać odszkodowanie itd. Serio, nie moje klimaty….
- Problemy z urządzeniami elektrycznymi… Tomek był w USA wiele razy, więc oczywiście wiedzieliśmy, że nasze wtyczki nie pasują do tamtejszych kontaktów i na to byliśmy przygotowani. Ale o tym, że napięcie w amerykańskich kontaktach jest inne niż w naszych jakoś nie wspomniał… Więc jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że moja suszarka do włosów nie działa. Potem już doczytałam, że telefony komórkowe i laptopy od dawna mają wbudowane transformatory, które radzą sobie ze zmianą napięcia i to dlatego Tomek nigdy wcześniej nie zauważył tego problemu. A ja nie doczytałam przed wyjazdem. Na szczęście ładowarka do szczoteczki do zębów jakoś działała, tylko że ładownie starczało na 2 dni, a nie tydzień jak normalnie. Tak więc nie pakujcie suszarek do włosów czy maszynek do golenia, bo ich tak z nich nie skorzystacie 🙂
A CO NAM SIĘ PODOBAŁO?
Szczerze mówiąc, uważam, że była to jedna z naszych najlepszych dalekich podróży (do tej pory). Dla mnie w czołówce z Omanem i Tajlandią. Podobała mi się zarówno architektura i klimat Miami, piękne plaże, które odwiedziliśmy, natura w Everglades (plus wycieczka airboat) oraz w okolicach Crystal River i Homosassa (plus kajaki), szaleństwo w Disney World i fantastyczne Kennedy Space Center na koniec. Jedyna co mnie nie powaliło to Florida Keys, ale to chyba dlatego, że zbyt dużo czasu zajęło nam siedzenie w samochodzie.
Dzieci jako 3 najlepsze atrakcje wymieniają: Disney World (głównie Animal Kingdom), plażowanie w St. Pete oraz Homosassa Springs Wildlife Park. Ale jeżeli się ich dobrze wypyta, to chyba wszystko się im podobało. Praktycznie nie było marudzenia i narzekania, więc prawdopodobnie udało nam się osiągnąć dobry balans, tak żeby wszyscy byli zadowoleni 😊