Amman – co warto zwiedzić i gdzie zjeść

Pierwsze dni spędzone w stolicy Jordanii, Ammanie, za nami. Z różnych względów spędziliśmy tutaj aż 4 noce, ale nie oznacza to, że cały czas zwiedzaliśmy tylko to miasto. To właśnie z Ammanu wybraliśmy się na wycieczki do Jerash oraz nad Morze Martwe. Samą stolicę zwiedzaliśmy tylko jeden dzień i uważamy, że to w zupełności wystarczy.

Amman to 2 milionowe miasto położone na bardzo górzystym terenie (oryginalnie było zbudowane jak Rzym na 7 wzgórzach). Mimo długiej historii, niestety nie prezentuje się najlepiej. Poza znajdującą się w Śródmieściu Starożytną Cytadelą, nie ma tu zbyt wielu śladów historii, a zabudowa jest bardzo chaotyczna i po prostu brzydka. Miasto jest bardzo głośne i zakorkowane. Ze względu na położenie wszędzie jest pod górkę (nieraz bardzo stromo), spora część ulic jest jednokierunkowa i nie raz musimy nadrobić kilka kilometrów, żeby dostać się w upatrzone miejsce, które lotem ptaka jest bardzo blisko. Nie jest to miejsce, w którym chcielibyśmy spędzić więcej czasu, ale warto poświecić jeden dzień na odwiedzenie najważniejszych punktów miasta.

My nasze zwiedzanie rozpoczęliśmy oczywiście od położonej na wzgórzu Jabal al Qal’a starożytnej Cytadeli. Niestety pod wpływem trzęsienia ziemi oraz najazdu Rzymian starożytne miasto zostało zniszczone i dzisiaj niewiele już można zwiedzać. Na terenie cytadeli znajduje się m.in. Jordańskie Muzeum Archeologiczne, gdzie można podziwiać wiele przedmiotów znalezionych na wykopaliskach archeologicznych w całej Jordanii. Naszym dzieciom podobało się oglądanie starożytnej broni, narzędzi, naczyń i biżuterii.
Nad cytadelą królują ruiny Świątyni Herkulesa. Do czasów współczesnych zachowały się niestety tylko 2 wielkie kolumny. Pozostałe zostały prawdopodobnie wykorzystane w przeszłości do budowy pobliskiego kościoła bizantyjskiego (obecnie również w ruinie). Poza tym na terenie cytadeli znajdują się pozostałości po meczecie oraz pałacu Umayyadow pochodzące z początku 1 w. n.e.
Zwiedzanie wzgórza zajęło nam ok 1,5 godziny. Przy wejściu zostaliśmy kulturalnie zaczepieni przez przewodnika oferującego swoje usługi za 30 JOD. Ale musimy przyznać, że nie był natarczywy i rozumiał, że z dziećmi, które nie mówią po angielsku, to jednak nie ma sensu. Wstęp do Cytadeli jest wliczony w Jordan Pass, wiec nawet nie wiemy ile kosztuje pojedynczy bilet. Zaraz przy wejściu znajdują się toalety oraz mała kawiarnia. Parking jest darmowy (ale niezbyt duży, więc może być problem ze znalezieniem miejsca, szczególnie jeżeli będzie tam dużo autokarów).


Po zwiedzeniu cytadeli zjechaliśmy ze wzgórza w okolice placu Hashemitów, przy którym znajduje się Teatr rzymski. Mimo tego, że został zrekonstruowany bez należytej staranności, jest to niewątpliwie najbardziej imponująca budowla przypominająca nam o latach świetności starożytnego Ammanu. Teatr był zaplanowany na 6 tys osób i posiada fantastyczna akustykę. Obecnie w bocznych częściach teatru mieszczą się 2 niewielkie muzea: Muzeum Folkloru Jordańskiego (gdzie możemy zobaczyć przeróżne beduińskie przedmioty codziennego użytku, instrumenty muzyczne, broń itd) oraz Muzeum Tradycji Ludowych (z wystawą poświęconą strojom, biżuterii oraz maskom kobiecym). Zaraz przed wejściem do samego Teatru znajduje się jeszcze Odeon, czyli mniejsza scena z widownią na ok 500 osób.
Na placu Hasemitów nasze zmęczone i trochę znudzone dzieci dostały jedno tureckiego loda (widzieliście film na facebooku?), a drugie wielkie frytki z sosami, co na chwile dało im nowy zastrzyk energii. A ta energię wykorzystaliśmy na dalszy spacer w stronę Souq al-Sukar, czyli lokalnego rynku. A tam oczywiście typowe dla krajów bliskiego wschodu szaleństwo. Ubrania, biżuteria, zabawki i masa apetycznie wyglądających ciastek, warzyw i owoców. My zadowoliliśmy się paczka arabskich słodyczy oraz owocami dla dzieci 🙂 Z Souqu, ruszyliśmy dalej do centrum, żeby zjeść lancz w podobno najstarszej restauracji w Ammanie, czyli w Hashem Restaurant. Jedzenie bardzo nam smakowało, ale od razu mówimy, że to bardzo proste miejsce z falafelem, hummusem i kilkoma innymi daniami.


Popołudniu starczyło nam jeszcze sił, żeby przespacerować się słynną Rainbow Street. Przy ulicy tej znajduje się spora ilość eleganckich willi wybudowanych przez bardziej zamożnych ammańczyków i jest przyjemną odmianą od chaotycznego Downtown. Przy Rainbow Street znajduje się też masa klimatycznych knajpek i kawiarni, więc warto się tam wybrać na kolację (my akurat, ku uciesze dzieci, zjedliśmy burgery w Bus Stop).


Oprócz tego udało się nam również zwiedzić jedyny udostępniony niewierzącym meczet w Ammanie, czyli meczet Króla Abdullaha I. Meczet jest otwarty dla turystów codziennie od soboty do czwartku od 8 do 11 oraz od 12.30 do 14, a wstęp kosztuje 2 JOD od osoby (dzieci za darmo). Jeżeli jesteśmy nieodpowiednio ubrani (tzn mamy gołe nogi, ramiona i kobiety odkryte włosy) dotniemy zaraz przy wejściu abaje, które zakładamy na nasze ubrania.
Meczet jest sporych rozmiarów i może pomieścić 7 tys. wiernych (plus dodatkowe 3 tys, na dziedzińcu). Ma piękną niebieską kopułę i 2 minarety. Jeżeli ktoś nigdy nie był w meczecie, na pewno będzie pod wrażeniem, ale jako, że my zwiedzaliśmy już meczety w Stambule oraz w Maskacie, ten okazał się nie aż tak atrakcyjny 🙂


Jako, że spędziliśmy w Ammanie 4 noce, mieliśmy okazje zjeść też kolację w kilku innych miejscach, głównie w niedalekiej odległości od naszego hotelu:
Jordan Heritage Restaurant – tradycyjne jordańskie jedzenie w bardziej eleganckiej formie. To chyb nasz najdroższy posiłek w Ammanie, ale bardzo smaczny i do tego na bardzo klimatycznym tarasie. Gabrysi najbardziej smakowała Haliva, czyli pierogi z ciasta francuskiego z lokalnym serem i ziemniakami, a Adaś i ja zajadaliśmy się Basbasson, czyli maleńkim makaronem wyglądającym jak fasolki z kurczakiem oraz warzywami w sosie pomidorowym.
Chapters – niewielka, klimatyczna knajpka z pysznym jordańskim jedzeniem. Gabrysia uznała, że to najlepsza kolacja w Ammanie. Dzieci jadły Koftach tomato, czyli mięso mielone w sosie pomidorowym, my z Tomkiem kurczaka w sosie cytrynowo-maślanym z warzywami, tradycyjnie hummus i rommanyeh (bakłażan z soczewicą w sosie z granata).

Możesz również polubić…

Leave a Reply