Bangkok Chinatown, 31 października 2017
Udało się, jesteśmy w Bangkoku!
Podróż na szczęście nie najgorsza, Gabrysia to wytrawny podróżnik: oglądała filmy, jadła i spała najwięcej z nas wszystkich. Adaś kiedy nie spał absolutnie nie chciał siedzieć na miejscu, więc Tomek sporą część lotu spędził na spacerach i pogawędkach ze stewardesami. Ale na szczęście po 20 Adaś w końcu zasnął i spał do końca lotu (czyli do północy). My z Tomkiem praktycznie nie spaliśmy, bo jak tu spać o 18 udając, że jest noc? I jeść śniadanie o 23, bo to już 5 czasu tajskiego i zaraz będzie lądowanie?
Dobrnęliśmy do Bangkoku / We made it to Bangkok!
Śladem siostry podróżniczki / Following sis, the experienced traveller.
Szukamy ciekawostek przy pomocy stewardesy / Looking for the good stuff.
Tak więc wylądowaliśmy o godz 6 czasu lokalnego, bagaż razem z nami. Ruszyliśmy na poszukiwanie taksówki. Kiedy już wpakowaliśmy się do pierwszej, pan odmówił włączenia taksometru. Ruszyliśmy więc do kolejnej upewniając się, że będzie taksometr zanim walizki znalazły się w bagażniku. Droga do hotelu zajęła nam aż 1,5 godziny (dystans 30 km). Takie korki. Na szczęście dzieci zasnęły i jakoś przetrwaliśmy. W hotelu od razu dostaliśmy pokój mimo wczesnej pory. Mieszkamy w Chinatown, w hotelu Grand China Hotel. Duży hotel, który lata świetności ma już za sobą, ale lokalizacja jest dobra, pokoje duże, tylko basen malutki (ale na 23 piętrze z widokiem na rzekę).
Ponieważ dzieci wyspały się w taksówce mogliśmy zapomnieć o drzemce w hotelu. Ruszyliśmy więc na zwiedzanie okolicy. Dwie godziny plątaliśmy się bez większego celu po Chinatown, po drodze zajadając jakieś pierożki kupione u jednej z ulicznych babcinek.Gabrysia marudziła, że głodna, więc w końcu znaleźliśmy jakąś restaurację, gdzie nakarmiliśmy Adasia dim sumami z czarną fasolą oraz ryżem z krabem, a Gabrysię jej ukochanymi sajgonkami. Z pełnymi brzuchami wróciliśmy do hotelu na zasłużoną drzemkę. Niektórzy spali aż 3 godziny (Adaś i Tomek), a inni woleli oglądać filmy i grać na ipadzie (Gabrysia). Tak więc błogo upłynęło nam popołudnie, które zakończyliśmy krótką wizytą na basenie, wizytą w pobliskiej świątyni buddyjskiej oraz kolacją w restauracji Texas Suki (dużo pysznego jedzenie do wyboru, kącik zabaw dla dzieci). Dzieci nam co prawda zasnęły w drodze do restauracji, ale potem tak odżyły, ze Adaś walczył jeszcze do 22.30…
Znaleźliśmy pierwszą świątynię / We found the first temple – Wat Chaichana Songkhram.
Taka sytuacja.
Sztukowanie pałeczek / Chop stick training.
China town nocą / China town by night.
Info praktyczne:
za taksówkę z lotniska do Chinatown zapłaciliśmy z taksometrem 450 THB + 75 na autostradę. Trzeba koniecznie zmuszać ich do włączania taksometru, naszych znajomych już oszukał taksówkarz wyłudzając jakąś dziwną kwotę.