Co warto wiedzieć przed wyjazdem do Gruzji – garść informacji praktycznych i ciekawostek

Co warto wiedzieć zanim pojedziemy do Gruzji?

1 GEL (lari)= 0,38€, 1,69 PLN (kurs czerwiec 2016)

Noclegi:

Tak jak już wcześniej pisaliśmy można znaleźć bardzo tanio (np za 30 lari), ale będzie to pokój w prywatnym domu bez żadnych luksusów. My poza Tbilisi spaliśmy w raczej wysokiej klasy hotelach, których ceny były europejskie. Zależało nam na tym, żeby mieć basen w hotelu i głównie za to płaciliśmy całkowicie świadomie. W Tbilisi mieliśmy jeden nocleg z Air B&B, jeden w hostelu (ale prywatny pokój) i jeden w małym skromnym hoteliku (w sumie trudno to nazwać hotelem). My wszystko zamawialiśmy przed wyjazdem przez Bookings.com, ale spotkaliśmy osoby, które szukały noclegów na miejscu i zawsze coś znajdywały.

Transport:

Bardzo wiele samochodów jest sprowadzanych z Japonii i ma kierownicę z prawej strony, co jakoś nikomu nie przeszkadza w ich codziennym użytkowaniu. Ewidentnie można je normalnie zarejestrować, bo jest ich na prawdę sporo. My po Gruzji poruszaliśmy się w większości właśnie samochodem z kierowcą Giorgim. Znaleźliśmy go poprzez polskie forum Kaukaz. Oprócz tego jechaliśmy pociągiem z Tbilisi do Batumi i z powrotem. Bilety kupiliśmy wcześniej przez internet. Za bilety w 1 klasie na tej trasie zapłaciliśmy 26 lari, a za Gabrysię 14 lari. Bardzo popularnym środkiem transportu w Gruzji są marszrutki, czyli minibusy, które jeżdżą na trasach między miastami. My po przeczytaniu wieku blogów i artykułów w internecie przed wyjazdem zdecydowaliśmy się z nich nie korzystać. Jazda samochodem nie raz podnosiła mi sporo ciśnienie i jakoś nie potrzebowałam większych atrakcji. Szczególnie będąc w ciąży i z dzieckiem (i wielkimi walizkami, które nie wiem gdzie miałyby się zmieścić w marszrutce :)) Co do komunikacji miejskiej, działała bardzo sprawnie tam, gdzie z niej korzystaliśmy, czyli autobusy w Batumi oraz metro w Tbilisi.

Jedzenie:

Generalnie w Gruzji ciężko jest znaleźć nie-gruzińskie jedzenie. Jasne, że po to się jedzie w nowe miejsce, żeby kosztować nowych lokalnych potraw, ale przez 2 tygodnie urlopu zjadłoby się też może coś innego. Generalnie wszędzie jest to samo: chaczapuri (placek/chlebek z serem), czinkali (pierożki z mięsem albo ziemniakami albo serem), grillowane mięso, jakiś gulasz, lobiani (placek z fasolą), sałatka z pomidorów i ogórków. Jeżeli, tak jak ja, nie je się czerwonego mięsa, to wybór potraw robi się bardzo mały. Wegetarianie będą mieć jeszcze większy problem (no chyba, że ktoś nie ma nic przeciwko jedzeniu chaczapuri codziennie). Gruzini jedzą bardzo dużo chleba. Generalnie zawsze do mięsa jest właśnie chleb, a nie ziemniaki, ryż czy makaron. Gabrysia na koniec kazała sobie zamawiać talerz ryżu jeżeli gdzieś udało się nam go znaleźć. Mi chyba najbardziej smakowały grillowane bakłażany z orzechami, a Tomkowi kurczak w sosie śmietanowo-czosnkowym. Gabrysi na początku bardzo zasmakowało własnie chaczapuri, ale my nie bardzo chcieliśmy się napychać chlebem z serem, więc musiała też jeść co innego. Poza tym warto wspomnieć o bardzo popularnym w Gruzji przysmaku jakim są churchele, czyli zatopione w soku winogronowym orzechy. W zależności od winogron churczele mogą mieć kolor od żółtego po prawie czarny. Zazwyczaj są w nich orzechy włoskie albo laskowe. Poza tym wszędzie można kupić orzechy i bakalie. Na rynkach można bez problemu dostać bardzo smaczne, dojrzałe pod gruzińskim słońcem owoce i warzywa za naprawdę dobre ceny, szczególnie pomidory i ogórki, czereśnie, brzoskwinie, morele i wiele wiele innych.

Napoje (wpis Tomkowy):

Oczywiście najwięcej pije się tu wody. Opócz tego są soki, ale raczej z kartonów, choć niektóre restauracje wyciskają na świeżo. Napoje gazowane, oprócz tych amerykańskich, dostępne są w dość ciekawych smakach. Tomkowi najbardziej przysmakowała oranżada z estragonu w toksycznie zielonym kolorze, ale najlepsza była chyba gruszkowa. Czesto można dostać swojski kompot. Kawa i herbata też jest wszechobecna, ta pierwsza czasami po turecku, czasami nescafe, czasami w wariantach włoskich.

Napitki alkoholowe, czyli piwo, wino i mocniejsze trunki dostępne są wszędzie. Co do piwa, najbardziej rozpowszechnionym wydaje się być pilsner Natakhtari oraz Argo, poza tym próbowałem też Zedazeni. Wszystkie były dobrymi standardowymi piwami, wspaniale gaszącymi pragnienie. Często dostępne są też europejskie standardy takie jak Heineken czy piwa niemieckie, a zaskakująco często turecki Efes, wszystkie około 100% droższe od lokalnych. Polecam przystać przy lokalnych, a za najciekawsze ze znalezionych uznałem dunkel Argo Dark. Wino…. wino jest w Gruzji religią, według samych Gruzinów tu właśnie zaczęto jego kultywację i podobno każde domostwo produkuje swoje własne, często tradycyjną metodą, gdzie sok z winogron jest przetrzymywany w podziemnych glinianych naczyniach zwanych kwevri, czyli zupełnie inaczej niż odbywa się produkcja w innych krajach. Kosztowałem około dziesięciu różnych win i jednym z najlepszych było wino kupione od babcinki na rynku za 3 lari za półlitrową butelkę po coli. Inne najlepsze, bardziej komercyjne to Saperavi z winnicy Schuchmann, w której mieszkaliśmy, oraz kieliszek Kisi akompaniujący pierwszemu polskiemu meczowi Euro. Polecam zakup albo właśnie na rynku albo w specjalistycznym sklepie, gdzie kupimy znakomitą butelkę za profesjonalną poradą. I z jednego i z drugiego miejsca wyjdziemy weseli, bo nie da się uniknąć przetestowania, a Gruzini są raczej gościnni. Jeżeli chodzi o mocniejsze trunki, pozostałem przy czaczy, czyli destylowanym pozostałościom po produkcji wina. We Włoszech nazywamy to grappą, i czacza tejże w moim mniemaniu niczym nie odbiega (ale do eksperta mi daleko). Tą również dostaniemy z najróżniejszych półek w specjalistycznych sklepach jak i na rynku – tu w cenie wody. My mieliśmy też okazję mieszkać w hotelu, którego właściciele przy wyjeździe zaopatrzyli nas w dwulitrową butelkę swojego własnego wyrobu. Gaumardżos!

Język:

Gruziński… a do tego z własnym alfabetem. Tak więc nie da się nawet nic przeczytać np na znakach drogowych. Większość ludzi, mimo sporej niechęci w stosunku do Rosji, mówi po rosyjsku i właśnie w tym języku najłatwiej się dogadać. My niestety po rosyjsku nie mówimy (tzn Tomek nauczył się kilku słów przed wyjazdem), więc generalnie nie było lekko. Bardzo niewiele osób mówi po angielsku, głównie w recepcji większych hoteli albo lepszych restauracjach. Zdarzyło się nawet, że w restauracji 4* hotelu nie bardzo rozumieli co do nich mówię. Ewidentnie nastawieni są na rosyjskich albo rosyjsko-języcznych turystów (z resztą głównie takich spotykaliśmy: Rosjan, Kazachów, Polaków). Menu w większości restauracji jest w 3 językach (gruzińskim, rosyjskim i angielskim), ale często z samej nazwie potrawy dalej nic nie wiadomo, a już wytłumaczyć nikt nie umie co to jest 🙂

Artykuły dla dzieci w sklepach:

Generalnie to już nie potrzebujemy ani pieluch ani jedzenia dla niemowląt, ale z ciekawości zajrzałam na półki sklepowe. W Tbilisi w sporym supermarkecie Carrefour znalazłam wszystko co trzeba: pieluchy kilku marek w różnych rozmiarach, mleko modyfikowane znanych europejskich marek, jedzenie w słoikach głównie niemieckie. Ale to tak, jak mówię, w dużym sklepie w dużym mieście. Tomek szukał w mniejszych sklepach, ale znalazł tylko pieluchy. Pewnie w małych miejscowościach będzie problem, wiec lepiej zaopatrzyć się przed wyjazdem na urlop, albo od razu szukać dużego supermarketu w dużym mieście 🙂

 

Możesz również polubić…

Leave a Reply