Dwa tygodnie w północnej Hiszpanii – podsumowanie podróży

Jak wiecie, rzadko wybieramy bardzo popularne kierunki wakacyjne, a jeżeli już to omijamy resorty, szukamy czegoś bardziej budżetowego, ale przede wszystkim bez tłumów. Nie będę ukrywać, że ogromną inspiracją naszych tegorocznych wakacji był blog Rodzinnie Dookoła Świata i ich zeszłoroczna podróż. Bardzo wiele odwiedzonych przez nas miejsc odkryliśmy właśnie dzięki nim i serdecznie zapraszam również do ich relacji.

Kierunkiem, o jakim mowa jest północna Hiszpania, ale nie Katalonia, tylko północne wybrzeże nad Oceanem Atlantyckim i Zatoką Biskajską. W sumie podczas dwutygodniowej podróży odwiedziliśmy aż sześć różnych regionów: Madryt, Nawarrę, Kraj Basków, Kantabrię, Asturię oraz Galicję. Łącznie są one chyba mniejsze niż słynna Andaluzja. Przejechaliśmy ok 2700 km. Była mieszanka miast, plaż, gór, przeróżnych punktów widokowych. Było bardzo różnorodnie i pełno pięknych widoków.

W Hiszpanii byliśmy już wiele razy. Pomijając fakt, że Tomek mieszkał w Barcelonie pół roku (dawno temu), że jeździł do Madrytu niezliczoną ilość razy służbowo, i że poznaliśmy się w Barcelonie, to z dziećmi odwiedziliśmy Andaluzję, Katalonię, Wyspy Kanaryjskie. I już myśleliśmy, że wiemy sporo o tym kraju. Ale północna część Hiszpanii nas całkowicie zaskoczyła. Krajobrazowo czuliśmy się bardziej jak w Tyrolu niż jak na półwyspie Iberyjskim. Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę z rozmiaru (i w ogóle istnienia) Gór Kantabryjskich, które podobno są najbardziej niezbadanymi terenami w Hiszpanii. Jest bardzo zielono, dookoła rosną lasy eukaliptusowe (tu wypatrywałam koali 🙂 ), są dramatyczne klify i góry, góry….

Sama trasa z Madrytu na północ to wielkie pustkowia. Łąki, pagórki, trochę pól uprawnych, dużo turbin wiatrowych i paneli słonecznych. Ale tak generalnie, to pomiędzy stolicą a północnym wybrzeżem nie ma nic.

Pogoda podczas tych dwóch tygodni była dosyć zmienna. Na początku cieszyliśmy się, że udało nam się uniknąć największych upałów w Madrycie oraz w Nawarze, a później była już mieszanka. Były dni z piękną plażową pogodą i temperaturą powyżej 25 stopni i były takie, które zaczynały się deszczem (właściwie codziennie w Kantabrii padało), ale później udawało nam się realizować plany zwiedzania. Północna Hiszpania to nie jest region dla osób uwielbiających upały i cieplutką wodę w morzu. Ja kąpałam się tylko raz w San Sebastian, w kolejnych dniach i miejscach dla mnie było już za zimno (ale nie dla dzieci i Tomka).

Nie jest to też region popularny wśród zagranicznych turystów. Na naszej drodze spotkaliśmy trochę aut z Francji i Belgii, oraz pojedynczych turystów z innych krajów. Rzadko zdarzały się w restauracjach menu po angielsku, a my mieliśmy dużo możliwości, żeby ćwiczyć nasz hiszpański 🙂 Nie oznacza to, że miejsca, które odwiedziliśmy były mało popularne i nieuczęszczane! Wręcz przeciwnie, w kilku sytuacjach musieliśmy ogarniać wejściówki na zapas, a na miejscu, szczególnie przy plażach, były duże problemy z parkowaniem. Turystyka w północnej Hiszpanii ma się dobrze, ale głównie dla krajowych turystów.

PLAN PODRÓŻY

W ciągu kolejnych dni i tygodni postaram się opisać wszystko szczegółowo, a plan naszej podróży wyglądał następująco:

Dzień 1 Madryt. Przylot popołudniu, Muzeum Morskie, Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía

Dzień 2 Madryt. Adam i Tomek stadion Bernabéu, Gabi i ja centrum miasta. Popołudniu wszyscy razem Parque de El Retiro, a wieczorem kolacja z pokazem flamenco w Tablao Flamenco Torres Bermejas.

Dzień 3 Nawarra. Przejazd do Arguedas. Cuevas de Arguedas, później basen na campingu, kolacja w Marcilla.

Dzień 4 Nawarra. Las Bardenas Reales, popołudniu basen, wieczorem spacer w Villafranca.

Dzień 5 Kraj Basków. Przejazd do San Sebastian. Spacer promenadą, starówka, Monte Urgull, plaża La Concha.

Dzień 6 Kraj Basków. Plaża Itzurun, Mutriku, Lekeito (plaża i wyspa de San Nicolás), San Juan de Gaztelugatxe. Przejazd do Kantabrii.

Dzień 7 Kantabria. Santander. Półwysep de la Magdalena, Playa del Camello.

Dzień 8 Kraj Basków. Wycieczka do Bilbao.

Dzień 9 Kantabria. Spacer do Faro del Caballo, Santoña, Faro de Cabo Ajo.

Dzień 10 Kantabria. Santillana del Mar, El Capricho de Gaudí, Playa Oyambre. Przejazd do Asturii.

Dzień 11 Asturia. Playa de Cuevas del Mar, Playa de Gulpiyuri.

Dzień 12 Asturia. Wycieczka do Gijon.

Dzień 13 Asturia. Lagos de Covadonga.

Dzień 14 Galicja. Playa de Las Catedrales, Illa Pancha, Playa del Silencio (już w Asturii).

Dzień 15 Asturia. Bufones de Pría, Playa de Guadamía.

Dzień 16 Dojazd na lotnisko w Madrycie i powrót do domu.

NOCLEGI

Nocowaliśmy w pięciu różnych miejscach. Pierwsze dwie noce spędziliśmy w Madrycie. Wybraliśmy Travelodge Madrid Metropolitano, lokalizacja nie jest idealna, 10 min spacerem do metra, ale czysto, wygodnie, śniadanie całkiem dobre.
Kolejne dwie noce spaliśmy w Hotelu Villa Marcilla, ok 25 min drogi od Arguedas. Było ok, ale bez szału. W San Sebastian wzięliśmy budżetowy nocleg z punktów przez hotels.com. Spaliśmy w Koisi Hostel, mieliśmy pokój 4-osobowy z prywatną łazienką. Było bardzo czysto i całkiem wygodnie.
Na kolejne cztery noce wybraliśmy Hotel & Apartamentos Spa Villa Pasiega w Kantabrii. To był nasz najlepszy nocleg. Mieliśmy duży apartament z dwiema sypialniami i dostępem do SPA, z którego chętnie korzystaliśmy, szczególnie, że pogoda przez te dni nie była idealna.
Ostatnie sześć nocy spaliśmy w Asturii w Hotelu La Trapa, który niestety był chyba naszym najsłabszym wyborem i nie polecamy. Wybraliśmy go ze względu na basen, z którego wynikowo nie korzystaliśmy w ogóle. A pokój był mały, obsługa średnia, śniadanie przeciętne.

TRANSPORT

Samochód mieliśmy wypożyczony przy lotnisku w Madrycie w wypożyczalni RecordGO. Też nie byliśmy do końca zadowoleni. Dostaliśmy inny samochód niż zamówiliśmy (wiemy, że to się może zdarzyć, ale była to znacznie słabsza marka niż wybraliśmy). Do tego sporo stresu mieliśmy przy oddawaniu samochodu, bo na shuttle bus, który miał nas zawieźć na terminal, czekaliśmy aż 45 minut. W samym Madrycie jeździliśmy metrem.

JEDZENIE

Teoretycznie lubimy hiszpańskie jedzenie. Teoretycznie…. bo ja nie jem czerwonego mięsa, a drobiu to oni jedzą niewiele. Ryb i owoców morza też nie jem wszystkich. Dzieci jak to dzieci, najchętniej jedliby cały czas burgery, a z hiszpańskich dań patatas bravas (czyli ziemniaczki z sosem), tortilla (czyli taki placek z ziemniaków i jajek) oraz hiszpańskie krokiety. I owszem w Madrycie i Arguedas jedliśmy właśnie takie dania. Wszystkim smakowało i byliśmy zadowoleni. W Kraju Basków my z Tomkiem zajadaliśmy pintxos, a dla Gabi i Adama też znalazło się coś smacznego. A potem niestety było już gorzej. W Asturii w praktycznie wszystkich knajpach w menu jest to samo. Ciągle dania z fasolą, mięsem (w tym różne nietypowe części) i ośmiornica. No słabo. Do tego oczywiście standardowy problem z niekompatybilnością godzin, w jakich chcemy jeść. Szczególnie wieczorem, kiedy Hiszpanie otwierają restauracje dopiero po 20. Ufać google nie można, bo nawet jeżeli knajpa jest otwarta, to być może kuchnia jeszcze nie… Musimy przyznać, że pod koniec wakacji byliśmy już tym dosyć zmęczeni. Nie chcieliśmy jeść tak późno, bo jednak zależało nam na tym, żeby dzieci chodziły spać wcześniej niż o 23….Tak samo problematyczne okazały się godziny podawania śniadań w ostatnim hotelu, gdyż serwowano je dopiero od 8. A my chcieliśmy wcześniej zaczynać dzień. Najlepszym rozwiązaniem dla nas był apartament z kuchnią i własne śniadanka z pysznych produktów (znacznie lepsze niż hotelowe), a na kolacje gotowe dania (takie jak tortilla czy krokiety) kupione w supermarkecie Mercadona czy spaghetti przygotowane przez Tomka 🙂

Możesz również polubić…

Leave a Reply