Dzień 10, Prambanan, 24 września
Dziś przyszedł czas na zwiedzanie kolejnej wielkiej świątyni, tym razem hinduistycznej, czyli Prambanan.
Generalnie ciekawe jest, że 2 główne atrakcje turystyczne w okolicy maja związek z religiami wyznawanymi przez niewielka ilość społeczeństwa. W przeciwieństwie do hinduistycznego Bali, ma Jawie 70% mieszkańców to muzułmanie, 25% chrześcijanie i tylko pozostałe 5% to łącznie inne religie, czyli buddyzm i hinduizm.
Droga samochodem do świątyni zajęła nam ok 35 min i wtedy uświadomiłam sobie, ze zapomnieliśmy biletów…. Parkingowy i kierowca się z nas śmiali, ale mi było raczej do płaczu niż do śmiechu. Generalnie taniej było zapłacić za ekstra godzinę kierowcy i wrócić do hotelu niż kupić nowe bilety, więc też tak zrobiliśmy. Jedyny plus był taki, ze Gabcia spała godzinę w samochodzie. Tak więc zamiast o 9.45 weszliśmy na teren świątyni po 11, czyli w największym skwarze. Żar lał się z nieba na nasze biedne zapominalskie głowy. Tutaj również dostaje się przy wejściu sarongi bez dodatkowych opłat oraz napoje. Tyle że woda była w kubeczkach, a nie butelkach, wiec można się było napić tylko ma miejscu. Oczywiście można też kupić parasole i kapelusze oraz wynająć tłumacza, ale nikt nie był natarczywy. Może upał ich tez wykańcza?
Prambanan to zespół świątyni hinduistycznych powstałych w IX w i budowanych przez kolejnych władców dynastii Matarm. Świątynia jest poświęcona trzem bóstwom: Brahmie, Wisznu oraz Śiwie. Niestety większość kompleksu uległa ogromnym zniszczeniom w wyniku trzęsienia ziemi w XVI w, a później została zapomniana i zarośnięte dżunglą. Dopiero na początku XIX w Brytyjczycy odkryli zarówno zarośnięte Prambanan jak i Borobudur. Nie zdążyli jednak wiele zdziałać, gdyż władze przejęli Holendrzy, którzy prawdziwą restauracją świątyń zajęli się dopiero w 1930 r. W 2006 r tereny świątyni ponownie nawiedziło trzęsienie ziemi, które naruszyło konstrukcję głównej świątyni.
My obeszliśmy w sumie tylko 6 głównych świątyń (poza największą, gdyż była zamknięta). Jedynie w 3 świątyniach znajdują się posagi, pozostałe są puste. Gabrysia dzielnie wchodziła po kolejnych schodach i po wczorajszych doświadczeniach chciała obchodzić w kółko każdą świątynie, która miała taras.
W drodze na parking mijaliśmy plac zabaw, którego nie mogliśmy tak po prostu ominąć. Gabcia przejechała się pociągiem za całe 3000 Rp (1,5 sek) a potem biegła od jednej huśtawki do drugiej. No i jeszcze były sarenki. Nie wiem czemu akurat tutaj mają całe stado sarenek, ale mają i Gabrysia była nimi zachwycona. Karmiła je kupionymi liśćmi i tylko żałowaliśmy, że skończyły się nam drobne i nie mieliśmy za co kupić więcej tej trawy 🙂 Przed wyjściem oczywiście jest masa straganów, ale też nie bardzo nas zaczepiano dzisiaj.
Popołudniu byliśmy przy basenie, Tomek z Gabcią poszli jeszcze na targ, a ja nas znowu pakowałam, gdyż jutro wracamy na Bali do ostatniego już hotelu tym razem w Nusa Dua. Kolacje zjedliśmy w hotelu, po której Gabcia próbowała nas uśpić w lobby. Było całkiem przyjemnie siedzieć i słuchać pana grającego na fortepianie…. Ale nie trwało to długo niestety 🙂
przez ostatni mesiąc obejrzałam wiele blogów o podróżach po indonezji ale Wasze zdjęcia są wyjątkowe! szkoda tylko, że nie udzielacie zbyt wielu porad odnośnie kosztów transportu itp 🙂
Bardzo się cieszymy, że nasze zdjęcia się podobają. Odnośnie kosztów transportu pisałam o nich w poście Bali – informacje praktyczne. Niestety nie wiemy jakie są koszty korzystania z innego rodzaju transportu niż wynajęty samochód z kierowcą, bo z takich po prostu nie korzystaliśmy. Mam nadzieję, że mimo tego braku znalazłaś na naszym blogu sporo przydatnych informacji 🙂
Pozdrawiamy
Po powrocie z pracy drugi raz czytam Was tym razem z mężem 🙂 Czy moge prosić o nazwę hotelu w Ubud? Rezerwowaliście wczesniej czy na miejscu?
Hotel w Ubud sie nazywal Villa Sona. I bardzo polecamy. Rezerwowalismy wszystko wczesniej przez internet 🙂 http://www.villasoniaubud.com/