Dzień 12, Nusa Dua, 26 września
Dziś nareszcie nadszedł dzień spotkania z oceanem i lenistwa na plaży.
Jak już pisałam, plaża przy naszym hotelu jest raczej kiepska, ale myślę, ze musimy jej dać jeszcze drugą szanse, tym razem przed południem. Nie wzięliśmy pod uwagę jak duże są tutaj pływy i tego, że plaża po południu po odpływie jest cała pełna wodorostów. Ale po kolei.
Przy śniadaniu poznaliśmy angielską rodzinę z 17 miesięczna dziewczynką, która nam opowiedziała jak dostać się na lepszą plażę. Otóż okazuje się, że kursuje darmowy autobus do centrum handlowego w Nusa Dua, przy którym akurat jest piękna plaża. Autobus jeździ co godzinę sprzed hotelu na przeciwko naszego. No to jedziemy! Gabrysia się cieszyła, że pojedziemy autobusem, wiec nie było problemu. Autobus jest bardzo mały i co ciekawe nie ma okien a drzwi są otwarte 🙂 Dobrze, że nasz przystanek jest jednym z początkowych, bo jeszcze znaleźliśmy miejsca siedzące dla nas. Chwile później kolejni pasażerowie musieli stać, a ja się tylko modliłam, żeby żaden z tych 150 kg turystów nie przewrócił się na mnie i dziecko.
Po 15 minutach drogi dotarliśmy do Bali Collection, czyli rozległego centrum handlowego (wiele i butików i knajpek rozsianych na ładnym terenie, można sobie pospacerować, nie ma zbyt wielu ludzi). Przedostatnie się na plażę, która oczywiście jest dokładnie na drugim końcu centrum handlowego zajęło nam kolejne 15 min. Ale było warto, bo plaża tutaj jest piękna. Chcieliśmy początkowo wypożyczyć leżaki i parasol, ale po co to komu, skoro ma plaży rosną drzewa, pod którymi można się rozłożyć w cieniu?
Fale przy plaży w Nusa Dua są spore i jest tam sporo surferów. Gabrysia początkowo się bała, ale potem dała się przekonać do skakania przez fale razem z tata 🙂
Po 2 godzinach plażowania poszliśmy na obiad, a potem Gabrysia zasnęła w wózku raz dwa (tam nie ma problemu z wózkami, chodniki są idealne). My połaziliśmy trochę po sklepach i wróciliśmy na plaże. A tam czekały na nas 2 niespodzianki. Po pierwsze przygotowywano miejsce na plaży do ślubu (aaaaa, ja tez chce!), a po drugie plaża była 2 razy większa, a morze przypominało wielkie bajoro. No i właśnie dlatego myślę, że musimy dać drugą szanse naszej plaży. W każdym razie postanowiliśmy zostać na plaży tak jak planowaliśmy do 17.30 i wracać autobusem dopiero o 18. Bardzo przyjemnie było siedzieć sobie na prawie pustej plaży w cieniu drzew…. Byliśmy też świadkami ślubu (ale takiego mini, a chyba kolejny z przyjęciem miał być wieczorem). Tomek nazbierał rożnych muszelek, Gabrysia gotowała obiad z piasku (była bardzo specyficzna, ze to ziemniaki, fasolka i parówka:))
Wróciliśmy do hotelu autobusem i poszliśmy na kolację tym razem do restauracji z raczej europejskim jedzeniem. Tak dla odmiany 🙂 Gabrysia dostała porcje spaghetti i lody na deser. Co za dzień!