Dzień 4, Lenistwo w Ubud, 18 września
Dziś dzień pt „Słodkie lenistwo”. Późne śniadanie, basen, potem spacer po naszej ulicy, zwiedzanie małej świątyni i podziwianie lokalnej architektury.
Przy co drugiej bramie siedzą postacie bożków, którym składane są ofiary. Z reszta ofiary dla bogów są wszędzie. Przy każdym posagu, na środku chodnika, na ulicy. Nie do końca rozumiem jaki sens ma codzienne przygotowywanie i roznoszenie ofiar, po to by kilka godzin później zostały rozniesione przez samochody i rozdeptane przez przechodniów, a na koniec dnia pozamiatane i wyrzucone. I codziennie od nowa. Tomek się ze mnie śmieje, ze próbuje doszukać się logiki w religii….
Gabrysia zasnęła w wózku po lanczu, a my mogliśmy się zrelaksować w spokoju na leżakach przy basenie.
Po południu przyszedł czas na prawdziwy relaks, czyli masaż i pedicure dla mnie, a potem masaż dla Tomka. Tradycyjny masaż balijski jest super. Polecam każdemu, kto tutaj będzie. Masaż całego ciała, stop, dłoni, głowy…. Gabrysia miała pierw 2 godziny z tatusiem przy basenie, a potem godzinę z mama na tarasie (masaż mieliśmy w pokoju).
Wieczorem poszliśmy na kolacje do pobliskiej knajpki.
Jeżeli kogoś interesuje co je Gabrysia na Bali to już mówię. Na śniadanie naleśniki z bananami albo jajka w różnej postaci, oprócz tego robimy jej tosta z dżemem, którego zjada trochę później. Jedyny sok jaki chce pić to pomarańczowy. Owoców nie chce jeść (dziwne….). Potem na lancz i kolacje zjada głownie ryż albo makaron od nas, poza tym udaje się nam jej przemycać trochę kurczaka albo tuńczyka. Z warzyw to chyba tylko fasolkę i pomidory jadła. Z głodu nie umrze. Polubiła też tutejsze malutkie banany. Jak dla mnie mają smak bananowo-jabłkowy 🙂