Helsinki – Singapur – Bali 14 września
Lot z Helsinek do Singapuru poszedł nadzwyczajnie dobrze. Gabrysia najpierw oglądała bajki i czekała na jedzenie, a jak tylko zjadła trochę tortellini to zasnęła w 5 min (było już grubo po północy naszego czasu). Spała z 8 godz, potem zjadła śniadanie i oglądała bajkę z tatą. Praktycznie zero marudzenia, a więc pełny sukces. No i cały lot bez pieluszki. Jesteśmy dumni 🙂
W Singapurze mieliśmy tylko 2 h na przesiadkę, które ledwo nam starczyły na odebranie kolejnych biletów i zjedzeniu szybkiego lanczu. Do samolotu weszliśmy jako ostatni. Niestety Gabcia nie miała czasu na zabawę na placu zabaw z czego nie była zbyt zadowolona. Kolejny i ostatni już lot do Denpasar znowu przespała. Na lotnisku jedna kolejka po wizy, kolejna do imigracji, potem bagaże (dojechały w całości razem z nami) i jeszcze raz prześwietlenie walizek… A potem czekał na nas już kierowca, który miał nas zawieźć do hotelu (w cenie pokoju). Gabrysia poważnie jechała przypięta pasami jak dorosła (fotelików dla dzieci tutaj chyba nie znają) i znowu zasnęła…. Tutaj już była noc, ale my przecież funkcjonowaliśmy jeszcze wg europejskiego czasu, czyli było dla nas popołudnie.
W końcu dotarliśmy do hotelu i zostaliśmy zaprowadzeni do naszej willi. Standardowo posłanie dla Gabrysi nie było gotowe, ale szybko przyniesiono nam ekstra prześcieradło i koc (poduszkę miała własna z domu i kocyk ulubiony tez obowiązkowo). Pościeliliśmy jej na materacach, które normalnie służą do siedzenia przy stoliku kawowym.
Ja zasnęłam po północy (czyli 18 czasu PL/SE), Gabrysia podobno godzinę później a Tomek po 2… Spaliśmy do 9.30 czasu lokalnego i zaraz dostaliśmy śniadanie, które zjedliśmy na naszym tarasie (zamawialiśmy wieczór wcześniej z 3 do wyboru: europejskiego, amerykańskiego i indonezyjskiego). Dostaliśmy pyszne naleśniki bananowe, a Tomek nasi goreng, czyli ryż smażony z warzywami i jajkiem.
Po śniadaniu czas na basen, na którym nie ma nikogo poza nami…. Cdn….