Innsbruck & Kiefersfelden, 14 sierpnia 2015
English version as always – after the photos 🙂
W piątek ruszyliśmy częściowo z powrotem na północ – śniadanie zjedliśmy we Włoszech (danonek i soczek), dzień spędziliśmy w Innsbrucku, a nocowaliśmy w Kiefersfelden zaraz za niemiecką granicą. Gabrysia spała całą drogę do Innsbrucka (trochę ponad godzinę), potem plątaliśmy się po nowym i starym centrum miasta – przymierzając trachty, kapelusze i dotykając wszystkiego w sklepikach – nawet tych z porcelaną, z których szybko wychodziliśmy. Gabrysia dostała drewniany bączek (nie było różowego, więc bez zastanawiania wybrała czerwony) i gumową kaczkę do kąpieli – w wydaniu tyrolskim. Wszystkie małe sklepiki i ich zawartość była dla Gabrysi bardzo interesująca, a sprzedawcy w większości uprzejmi.
Testowaliśmy też plac zabaw przy Rathausgallerien (galeria przy ratuszu), zaraz przy starym mieście i hotelu Penz. Był dość standardowy, ale dzieci było na nim mało więc Gabrysia spragniona czysto dzieciowej architektury miała wyśmienitą zabawę 🙂
Na koniec wizyty w Innsbrucku, odwiedziliśmy Milchomat (mlekomat) na Schneeburggasse 50 w dzielnicy Hötting – tu mieszka ostatni miejski rolnik mleczny i założył automat sprzedający niepasteryzowane mleko (o zgrozo Boska). Gabrysia piciem mleka nie była zainteresowana, natomiast całym ekwipunkiem bardzo. Automat miał niestety przerwę, ale grzebał przy nim sam rolnik i uprzejmie poproszony zaoferował, że nam sam naleje od razu do butelki. Mleko kosztuje 1 EUR/litr i smakuje wymienicie – według taty – do tego dostaliśmy rabat. Rolnik był bardzo miły i mówił jedynie po tyrolsku – brakowało jedynie skórzanych spodenek.
W hotelu w Kiefersfelden (Hotel zur Post), piątek jest dniem ewidentnie odświętnym, ponieważ do knedli i sznycla zagrywa pan właśnie w skórzanych spodenkach i kraciastej koszuli. Gabrysi się to bardzo podobało i tańczyła na krześle pijąc swój “różowy” soczek z czarnej porzeczki. Hotel i obsługa są bardzo dziecio-przyjaźni – zabawiają dzieci, jest plac zabaw (nie skorzystaliśmy, bo wszystko było mokre po nocnej ulewie) i śniadanie jest dość zróżnicowane.
On Friday we started to move our business up north again – we had breakfast with Magdalena and Andreas, spent the day in Innsbruck and stayed the night just entering Germany in Kiefersfelden.
Gabriela slept all the way through to Innsbruck (a bit over an hour), then we strolled the streets of the old and the new town – trying on trachts and hats and touching everything we could find in the shops – even those with precious china, which we made sure to exit quickly. Gabriela got a wooden top (there were no pink ones, hence she chose the red one) and a rubber duck for the bath tub – the tyrolean version. All the shops and their content were very interesting to Gabriela, and their keepers mostly very friendly.
We also tested the playground next to Rathausgallerien, just next to the old town and the Penz hotel. It is a standard one, but few children were there, hence Gabriela hungry for more childreny architecture had a really good time 🙂
At the end of our visit to Innsbruck, we wanted to test the Milchomat at Schneeburggasse 50 in Hötting – here lives the last city farmer who established a vending machine selling non-pasteurised milk (has the hell frozen over?). Gabriela was not very interested in the consumption, rather in the whole apparatus. Unfortunately, the machine was on a technical break, but the farmer himself was fiddeling with it. We asked nicely and he gladly poor us two liter of fresh milk directly into a bottle. The milk is 1 EUR/liter and tastes like heaven – according to dad – on top of that we got a discount. WHo can argue with that? The farmer was very kind and spoke only tyro lean, which was a bit of a challenge for the brain – the only thing missing were the lederhosen.
In the hotel in Kiefersfelden (Hotel zur Post), Fridays evenings are apparently reserved for frivolity and feast. We got to experience a traditional one-man-band in lederhosen playing and singing as an accompaniament to all the schnitzels and knödels. Wunderbar! Gabriela liked it very much, and danced on her chair sipping on her „pink” blackcurrant juice. The hotel and its staff were very child friendly, they are playful with them, and there is even a playground (we did not try it as everything was wet after the nightly rain). The breakfast – as a German breakfast should be. Reichvoll! Mahlzeit!