Koh Lanta – pożegnanie, 11-12 listopada 2017
Poza wycieczką speedboatem na Phi Phi, nasz pobyt na Koh Lancie ograniczył się od lenistwa na plaży i przy basenie. Byliśmy tak daleko od wszystkiego, że zdecydowaliśmy nie wydawać kasy, aby spędzić pól dnia w taksówce, która by nas obwoziła po wyspie, tylko nacieszyć się naszym rajem. Jeżeli mieszka się bardziej na północy wyspy np przy Long Beach, to można łatwo wypożyczyć tuk tuka i samemu zrobić sobie wycieczkę (np do Saladan albo Lanta Old Town), ale od nas jedyną opcją z dziećmi były taksówki (inna opcja to skutery, ale nie z gromadką dzieci).
Jedynym wyjątkiem od plaży był spacer do pobliskiej miejscowości, na który wybrałyśmy się z Emilką i Adasiem. 1,5 km w jedną stronę, a nie było nas ponad 2 godziny. Pod górkę, z górki… nachylenie po kilkanaście procent. Do tego żar lejący się z nieba. Dobrze, że byłyśmy we 2 do pchania wózka 🙂 Zrobiłyśmy zapas pieluch dla maluchów, a mi udało się kupić w końcu klapki 🙂
Dla przypomnienia mieszkaliśmy w Anda Lanta Resort, który bardzo polecamy tym, którzy na Koh Lancie szukają spokoju, ciszy i pustej plaży. Rozrywek brak. Rownież takich dla dzieci. Basen ma wydzieloną płytszą część, są krzesełka i łóżeczka dla niemowlaków, ale nie ma placu zabaw itp. Jedzenie w restauracji hotelowej bardzo dobre, obsługa przemiła. Może pomóc zorganizować wycieczki albo transfery, ale my załatwiliśmy to taniej w pobliskiej agencji turystycznej.
Dla podsumowania kilka zdjęć z naszego małego raju.