Kwitnące Wiśnie w… Kopenhadze, 29 kwietnia 2017
Wg wielu moich znajomych największą zaletą Malmö jest… Kopenhaga. Stolica Danii jest położona tylko rzut beretem (a właściwie przejazd mostem) od naszego miasta. Od nas to tylko 30 min, a zaledwie jedna stacja pociągiem dzieli nas od kopenhaskiego lotniska Kastrup. Własnie tam wylądowali pod koniec kwietnia nasi goście z Belgii i tam spotkaliśmy się z nimi, aby ruszyć na zwiedzanie Kopenhagi mając przy sobie czwórkę dzieciaków.
Naszą wycieczkę zaczęliśmy od, obowiązkowej wg nas, przejażdżki kopenhaskim metrem. Dlaczego jest to atrakcja? Ano, dlatego, że metro to nie ma motorniczego! Jest sterowane automatycznie i w związku z tym można sobie usiąść w pierwszym rzędzie i poczuć się jak na kolejce górskiej! Jeszcze nie spotkałam dziecka, któremu by to nie sprawiło frajdy 🙂
Kto steruje tym czymś? / Who runs this show?
My tym razem wysiedliśmy na stacji Christianshavn i udaliśmy się na początek posilić się w Copenhagen Street Food. Bardzo fajne miejsce z dużą ilością ciekawego jedzenia. Każdy znajdzie coś dla siebie. Miejsce nie do końca jest niestety przyjazne dzieciom (nie ma przewijaków!), ale jakoś daliśmy rade i nikt nie był głodny (ani nieprzewinięty :)).
Oglądamy kanały / Strolling amongst the canals of Copenhagen.
Scena z wybranej baśni Andersena / When in Denmark…
Mewia wspólnota / One of the gulls.
Degustacja tego co w hangarze znaleźć można / Hungry no more.
Spacerkiem zwiedzamy świat / Easy stroll.
Opera / Opera house.
Lans przed opera / Pre-opera hangout.
Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy uliczkami Christianii w stronę gmachu Opery, gdzie ku uciesze dzieci, wsiedliśmy do tramwaju wodnego i popłynęliśmy na druga stronę kanału, na stacje Nordre Toldbod, która znajduje się w okolicy twierdzy Kastellet. Przy stacji znajduje się piękny anglikański kościół św. Albana oraz fontanna Gefionspringvandet. Stamtąd spacerkiem udaliśmy się w stronę najważniejszej atrakcji Kopenhagi, czyli Malej Syrenki. Po drodze mogliśmy się poczuć jak w Japonii, gdyż otaczał nas Festiwal Kwitnących Wiśni. Dziewczyny w kimonach, japońskie bębny i kwitnące wiśnie. Do tego słońce okazało się dla nas łaskawe i wyszło nawet zza chmur 🙂 Przy Syrence zrobiliśmy obowiązkowe zdjęcia i ruszyliśmy z powrotem w stronę centrum, ale tym razem nie promenadą nadmorską, ale poprzez teren Kastellet.
Uwaga na groźną damę w tle / Be careful, that lady’s got a hand weapon!
Duńskie wisienki / When in Japonhagen…
Prawie jak w Strasbourgu / Back to Strasbourg.
Syrenki / Mermaids.
Duńska czerwień / Danish red.
Stukamy o kocie łby / Some streets were made for walking.
W nowym porcie wszystko po staremu / Nyhavn as colourful as always.
Następnie była przerwa na kawę, mleko i ciastka, a potem spacerek w stronę głównej katedry w Kopenhadze, czyli Frederiks Kirke oraz zamku królewskiego Amalienborg. Jako, że dzieci były już trochę zmęczone, przeszliśmy szybkim spacerem przez słynne Nyhavn (Nowy Port, a właściwie kanał pełen łódek otoczony pięknymi kamieniczkami) i wsiedliśmy w metro na stacji Kongens Nytorv. Ku uciesze dzieci, znowu udało się usiąść z samego przodu i poczuć sie jak motorniczy 🙂
Metrem dojechaliśmy na lotnisku, a stamtąd już tylko pociąg poprzez most do Szwecji i autobus do nas do domu.