Madryt – Aranjuez, 26-27 lutego 2016
No i stało się. Dopadła nas choroba na dzień przez planowanym wyjazdem na weekend w okolice Madrytu. Tomek był już w Hiszpanii od kilku dni, a my z Gabrysią miałyśmy do niego dołączyć w piątkowy wieczór. A tu Gabrysia dostała gorączki w czwartek rano. Co robić? Jechać, zostać? Gorączka raz szła w górę, raz spadała dając nadzieję na wyzdrowienie. W końcu pełna obaw pojechałam z Gabrysią na lotnisko. Samolot miałyśmy o 20 i na dodatek był opóźniony. Nie była to przyjemna podróż. Gabrysia co prawda cały czas spała, ale miała niestety gorączkę, a ja z bagażami nawet nie mogłam jej wziąć na ręce. Muszę przyznać, że była bardzo dzielna i szła na nóżkach do i z samolotu.
Do Madrytu dotarłyśmy około północy. Tam czekał na nas Tomek z samochodem i szybko pojechaliśmy do hotelu. Hotel wybraliśmy blisko lotniska właśnie ze względu na ten późny przylot. Gabrysia zasnęła w łóżeczku raz dwa i spała aż do 8.30. Niestety rano obudziła się znowu z wysoka gorączką. Daliśmy jej kupione na miejscu lekarstwo i czekaliśmy na cud. Kiedy gorączka spadła, postanowiliśmy chociaż trochę 'pozwiedzać’ Madryt z samochodu. Gabrysia spała, a my jeździliśmy w kółko po mieście. Pogoda też średnia, bo niby świeciło słońce, ale wiało całkiem jak w Malmö. A ja chciałam uciec przed wiatrem… W końcu zdecydowaliśmy pojechać na południe do małej miejscowości Aranjuez i tam zjeść obiad i spróbować się chociaż przespacerować przez chwilę.
Gdy dotarliśmy do Aranjuez, Gabrysia była wyspana i nie miała gorączki, więc zaryzykowaliśmy krótki spacer po miasteczku. Zahaczyliśmy o miejscowy rynek, gdzie Gabrysia oglądała z ciekawością ślimaki, ryby i kraby. Dobrze, że nie przyglądała się owczym głowom… Potem był czas na lancz. Gabrysia zjadła tylko trochę krokietów niestety, ale lepsze to niż nic. My zjedliśmy chętnie więcej krokietów, jajka z grzybami oraz bacalau, a na koniec ciasto z mąki kasztanowej. Z napełnionymi brzuszkami poszliśmy jeszcze pod Pałac Królewski oraz do pałacowych ogrodów, gdzie Gabrysi bardzo podobały się wymyślne fontanny. Ogrody pałacowe w Aranjuez są piękne, bardzo rozlegle i zadbane. Szkoda, że nie udało nam się dłużej po nich pospacerować i zajrzeć do różnych ich części. No, ale chore, zmęczone dziecko dawało znaki, że czas wracać do samochodu. Całą drogę do hotelu Gabrysia znowu przespała, a wieczorem była już tylko bajka, herbatka i spanie.