Madryt, Parque del Retiro, 29 lutego 2016

Przeczytałam gdzieś ostatnio, że skoro ten ekstra dzień w roku jest nam dany tylko raz na 4 lata, to trzeba go dobrze wykorzystać. Dla nas był to ostatni dzień w Hiszpanii i na dodatek nareszcie wyszło słońce, wiatr się uspokoił, a temperatura poszła do góry (powietrza, nie Gabrysi). Postanowiliśmy pojechać do Parque del Retiro, czyli największego parku w Madrycie.

Zaparkować w Madrycie można prawie wszędzie, wzdłuż każdej ulicy są wydzielone miejsca parkingowe, i praktycznie wszystkie są zajęte. Ruch na ulicach wcale nie był taki duży, wiec można odnieść wrażenie, że nikt nie używa samochodu, bo jeżeli tylko go ruszy, to już na pewno nie zaparkuje z powrotem w wybranej okolicy. W hotelu jeszcze dowiedzieliśmy się, że parkować można w miejscach oznaczonych niebieska linia, zielona oznacza miejsca tylko dla mieszkańców, a żółta zakaz parkowania.

Znalezienie wolnego miejsca zajęło nam sporo czasu, ale w końcu udało się zostawić auto całkiem blisko jednej z głównych bram. Ruszyliśmy na poszukiwania placu zabaw, a znaleźliśmy ich znacznie więcej niż jeden. Poza tym na terenie parku jest całkiem spore jezioro, gdzie można pływać łódka (Gabrysia bardzo chciała, ale jakoś nie byliśmy przekonani, ze jest wystarczająco ciepło), mniejszy staw przy Pałacu Kryształowym (Palacio del Cristal), ogród różany (akurat był w trakcie wiosennych porządków) i wiele innych miejsc, do których nie udało się nam dotrzeć. W Pałacu Kryształowym można było podziwiać bardzo specyficzna ekspozycje złożona z kości mamuta, które były podwieszone pod sufitem 🙂

Jako, że lot powrotny do domu mieliśmy o 16.30, a musieliśmy jeszcze oddać samochód na lotnisku, pomyśleliśmy, ze warto, by było zjeść wcześniej lancz. No i tu zaczął się problem, bo nic nie było otwarte przed 13. W końcu trafiliśmy do restauracji Okafu, w której Tomek był już wcześniej i udało się nam przekonać kelnera, żeby nam zrobili coś do jedzenia. Kelner okazał się super miły i pomocny, zaproponował, co możemy dostać w krótkim czasie i namówił kucharza, do otwarcia kuchni trochę wcześniej 🙂 Gabrysi nareszcie wrócił apetyt, bo oprócz patatas zjadła trochę tortilli i krokietów oraz sałatkę ze mną na spółkę (czyli mama zjada sałatę i tuńczyka, a Gabrysia pomidory i oliwki).

Lot do domu był znowu opóźniony (Tomek mówi, ze wg teorii wielkich liczb, nie mogę wyciągać wniosków na podstawie tylko 2 lotów, ale ja wiem swoje – loty Ryan Air na trasie Kopenhaga – Madryt są zawsze opóźnione!), na szczęście bagaż był szybko, kontrola paszportów poszła gładko i udało nam się złapać pociąg do Malmö bez czekania.

P.S.

Żeby nie było tak kolorowo, następnego dnia Gabrysia obudziła się znowu z gorączka, która jak się później okazało, oznaczała zapalenie ucha. Na szczęście obeszło się bez antybiotyków. Ale musimy przyznać, ze wyjazd z chorym dzieckiem był bardzo złym pomysłem i więcej tego nie zrobimy. Co prawda Gabrysia w czasie pobytu w Hiszpanii czuła się lepiej i gorączka spadła, ale trudno oceniać jaki by był przebieg choroby w innym wypadku.

Nie polecamy też wyjazdów do Madrytu o tej porze roku. Tam na prawdę nie ma wiele lepszej pogody niż u nas, wiec chyba lepiej pojechać na narty, albo w jakieś na prawdę ciepłe miejsce (Kanary?), a Madryt i okolice (Toledo jest absolutnie warte odwiedzenia) lepiej zostawić na prawdziwą wiosnę 🙂

_MG_3317 _MG_3331 _MG_3341 _MG_3347 _MG_3350

12776750_10206983787808054_2087649983_o

12787172_10206983787168038_875791097_o

12787034_10206983787048035_842038451_o (1)

Możesz również polubić…

Leave a Reply