Meksyk praktycznie
Tradycyjnie, zebrałam w jednym poście garść rad praktycznych związanych z podróżą do Meksyku, a konkretnie na półwysep Jukatan.
Dokumenty
Obywatele Polski, jak i innych krajów UE nie potrzebują wizy, aby odwiedzić Meksyk. Wystarczy nam paszport, który musi być ważny min 6 miesięcy od daty wylotu.
Warto za to zaopatrzyć się w międzynarodowe prawo jazdy. Samochód wypożyczycie bez niego, ale podobno przy kontroli policji, dobrze takie mieć.
Nie wiem, czy na polskich stronach istnieją takie informacje, ale na szwedzkich przeczytałam, że w Meksyku obowiązuje podatek turystyczny, który należny zapłacić przez internet i jest to sprawdzane przy wylocie z kraju. Po konsultacjach z naszą przewodniczką Dominiką, nie zapłaciliśmy tego podatku i nikt nas nigdzie o niego nie pytał.
Bezpieczeństwo
Podczas 2 tygodni podróżowania po Jukatanie nie spotkała nas żadna nieprzyjemna sytuacja. Przy kontrolach na drodze policjanci jedynie zaglądali nam do samochodu i machali ręką, że mamy jechać dalej. Nikt nas nie oszukał, ani nawet nie próbował. Nikt nas nie zaczepiał. Nie wiem czy po prostu mamy szczęście, czy w jakiś sposób dzieci nas chroniły, bo szczerze mówiąc usłyszeliśmy trochę zupełnie innych opowieści od spotkanych Polaków. Od kontroli policyjnej kończącej się obowiązkową łapówką, poprzez wymuszenie zapłacenia za coś drugi raz w barze, żeby uniknąć aresztowania…
Szczerze mówiąc, bardziej niż policji przed wyjazdem bałam się wolno biegających psów. I owszem, psów w Meksyku jest masa. Biegają bezpańsko dosłownie wszędzie. Ale, te które my spotkaliśmy w większości uciekały przed ludźmi, albo były tak spokojne i grzeczne, że ukochany pies moich rodziców to dzikus. Mieliśmy nawet sytuację, że psy siedziały nam pod nogami w barze i grzecznie czekały aż coś im rzucimy. Więc nawet pozwoliliśmy dzieciom je głaskać, bo były czyste i miłe.
Co do obawy przed zatruciami, nam nic takiego się nie przydarzyło. Myliśmy zęby wodą z kranu, piliśmy napoje z lodem, jedliśmy normalnie świeże owoce i tacos kupione w lokalnych barach. Może jesteśmy wybitnie odporni?
Służba zdrowia
Pierwszy raz od wielu lat musieliśmy skorzystać ze służby zdrowia za granicą. Ostatni raz chyba Tomek był u lekarza w Kambodży w 2018. Tym razem padło na mnie. Nic wielkiego na szczęście mi się nie przydarzyło. Użądliła mnie pszczoła, a kiedy po 3 dniach odczyn nie był mniejszy, postanowiłam zasięgnąć rady lekarza. Ubezpieczenie skierowało nas do prywatnego szpitala w Playa del Carmen, gdzie wszystko odbyło się szybko, sprawnie i bezgotówkowo. Dostałam zastrzyk i receptę na maść i leki antyalergiczne. Tak, więc z naszej perspektywy było jak najbardziej ok.
Samochód
Jak zawsze wypożyczyliśmy samochód na cały pobyt. Tym razem przez Europcar i za 2 tygodnie zapłaciliśmy ok. 500 USD. W tym mieliśmy 2 kierowców i ubezpieczenie. Natomiast po raz pierwszy mieliśmy spory problem związany z depozytem za samochód. Zazwyczaj jest to kwota max 1000 USD/ EUR, a tutaj wymagano od nas aż 2500 USD i to obowiązkowo kartą kredytową. Na miejscu okazało się, że biorąc pod uwagę słaby kurs SEK, nasza karta kredytowa nie była w stanie pokryć tego depozytu…. Sytuacje uratowała moja służbowa karta kredytowa. Na szczęście nie pozostał po tym żaden ślad, ale uznałam, że w razie czego będę się później tłumaczyć 😉 Nie my jedyni byliśmy w patowej sytuacji. Kilka innych osób, które wypożyczały samochód w tym samym czasie co my, miały podobne problemy.
Przez te 2 tygodnie przejechaliśmy 1500 km, a na paliwo wydaliśmy 2232 MXN (ok 520 PLN).
Autostrady i stan dróg
W Meksyku są autostrady. Nowe i całkiem spoko, ale… kosztują majątek. Przyznam, że jakoś nie sprawdziłam tego wcześniej i nie byliśmy świadomi. Za odcinek z Cancun do Izamal, czyli ok 250 km, zapłaciliśmy 608 MXN (142 PLN). Potem już unikaliśmy autostrad 🙂
Ogólnie stan dróg na półwyspie Jukatan określiłabym jako całkiem dobry. Drogi międzymiastowe są zazwyczaj proste jak z bicza strzelił i raczej puste. Więc największym ryzykiem jest, że zaśniemy za kierownicą z nudów. W miastach jest już zupełnie inaczej i trzeba być dobrym kierowcą o świetnym refleksie, żeby to ogarnąć. Ale Tomek mówił, że w Jordanii było gorzej 🙂
Pieniądze i płacenie kartą
Waluta w Meksyku jest peso meksykańskie, czyli MXN, ale często np w hotelach będziecie dostawali rachunek w USD. Zazwyczaj można poprosić o przeliczenie na MXN, jeżeli tak wolicie.
Na chwilę obecną (listopad 2023): 10 MXN to 2,3 PLN; 0,53 EUR; 6 SEK
My, tam gdzie się dało płaciliśmy kartą. W tym celu mamy kartę Revolut. W sklepach, hotelach, restauracjach innych niż uliczne bary, czy za wstępy do atrakcji nie było to problemem. Warto tylko zaznaczyć, że prawie nigdzie nie jest akceptowane płacenie kartą wirtualną, czyli telefonem czy zegarkiem. Dosłownie w kilku miejscach mi się to udało. Więc bardo ważne, żeby mieć fizyczną kartę.
Gotówkę wybieraliśmy wynikowo tylko raz w bankomacie w Cancun.
Hotele
Jak zawsze wszystkie noclegi zamawialiśmy przez Booking.com ze sporym wyprzedzeniem. Dla nas najważniejsze było: śniadanie, basen (ze względu na dzieci), wysokie oceny oraz dobra cena. Nie spaliśmy w żadnym wypasionym hotelu. Szczerze mówiąc, teoretycznie wszystko było ok, pokoje w hotelach były czyste, łóżka w miarę wygodne (ale wąskie, zazwyczaj ok 130 cm), baseny ładne, śniadania smaczne. Ale jednak standard pokoi był średni. No generalnie nie ma się co oszukiwać, Meksyk to nie jest tani kierunek, szczególnie jeżeli chcemy mieć wysoki standard.
W Cancun spaliśmy w Hotelu Adhara Hacienda. Hotel znajduje się w centrum Cancun, a nie w popularnej strefie hotelowej przy plaży. Pokój był duży i czysty, basen bardzo fajny, super śniadanie (bardzo duży wybór na bufecie, a do tego śniadanie było chyba do 12, więc siedząc przy basenie, wracaliśmy po dodatkowe napoje i owoce). W pobliżu sporo fajnych barów z tacos.
W Meridzie, spaliśmy w Hotelu Maria Jose. To typowy 3 gwiazdkowy hotel, dla tych którzy potrzebują noclegu w mieście, ale całe dnie spędzają na wycieczkach. Było czysto i łóżka wygodne, ale bez szału. Basen był, więc dzieci zadowolone mogły się kąpać po zwiedzaniu. Hotel jest ewidentnie popularny wśród francuskich grup 🙂 Jedynie śniadanie jest trochę kiepskie. Tzn bardzo smaczne, ale mało. Zamawia się tylko jedno danie z karty (naleśniki, jajka albo tradycyjne meksykańskie), które nawet dla naszych dzieci głodomorów nie było wystarczające.
W Valladolid, spaliśmy w Hotelu Waye. Wg mnie był tam najładniejszy pokój jaki mieliśmy. Basen mały i w cieniu, więc raczej tylko na szybkie zanurzenie, a nie spędzanie czasu. Śniadanie też zamawiane z karty, ale dodatkowo były owoce i tosty dla wszystkich, więc wystarczająco i bardzo smacznie.
W Tulum, spaliśmy w Hotelu Villas H2O. Dla mnie niestety największym minusem hotelu jest jego położenie. Tzn wiedzieliśmy oczywiście, że jest w centrum, a nie w strefie hotelowej przy plaży (uznaliśmy, że skoro i tak co chwile jeździmy na wycieczki, to nie będziemy przepłacać za hotel przy plaży), ale niestety ulica przy hotelu jest zupełnie nieoświetlona i wracanie do niego wieczorem po kolacji, nie było zbyt przyjemne.
Poza tym na dzień dobry mieliśmy w pokoju kałużę i mrówki. Ale po poinformowaniu obsługi, zostaliśmy przeniesieni do apartamentu na ostatnim piętrze. Tak więc wynikowo, mieliśmy do dyspozycji 2 pokoje z aneksem kuchennym. I znacznie szersze łóżka niż w pierwszym pokoju. Śniadanie też bez szału. Można dostać jajka, tosty, naleśniki i jogurt z płatkami.
I na koniec w Playa del Carmen, spaliśmy w Petit Lafitte Beach Front Hotel & Bungalows. Tym razem, jak sama nazwa wskazuje, hotel był przy plaży. Sam pokój to nic nadzwyczajnego, standard średni. Basen niestety w cieniu i woda raczej zimna. Ale bardzo fajna plaża z leżakami i hamakami, smaczne jedzenie (mieliśmy w cenie też kolację) oraz miła i pomocna obsługa.
Pogoda
Listopad to na Jukatanie koniec pory deszczowej i pory huraganów. Tak więc mogliśmy się spodziewać jeszcze mieszanej pogody. I tak też było. Trafiło się nam kilka pochmurnych dni (które akurat wykorzystaliśmy na zwiedzanie), trafił się nam też deszcz podczas zwiedzania Chichen-Itza i była też wielka burza z piorunami ostatniej nocy. Poza tym było ciepło i słonecznie. Temperatura ok 30 stopni, więc idealnie 🙂
Jedzenie
Jedzeniu w Meksyku mogłabym poświecić osobny post. Nigdy nie zrobiłam tyle zdjęć jedzenia co przez te 2 tygodnie 🙂 I co warto dodać, dzieci jednogłośnie uznały, że jedzenie w Meksyku było pyszne. Nie, Gabi i Adaś nie jedzą ostrych sosów, czyli sals, ale one zawsze są podawane w osobnych miseczkach. Zajadali się za to quesadillas oraz tacos z kurczakiem, wieprzowiną albo rybą. Zazwyczaj prosiliśmy o nie dodawanie warzyw, jedynie pomidory i ogórki, żeby jednak uniknąć marudzenia 🙂 Kilka razy trafiły się im mega burgery, a raz nawet lasagne. My z Tomkiem jedliśmy też ceviche (czyli surową siekaną rybę albo krewetki), ryby, burritos i różne inne regionalne przysmaki. Na śniadania ja kilkukrotnie zamówiłam tradycyjne chilanquiles, czyli nachosy z sosem zielonym albo czerwonym oraz jajkiem sadzonym. Pewnie dla Was brzmi dziwnie, ale jest pyszne 🙂 Były też molletes, czyli kanapki z pastą z fasoli, tosty z awokado i mega pankejki. No i guacamole oczywiście 🙂