Ogród Botaniczny i Merlion Park, 16 listopada 2018
Nasz ostatni dzień w Singapurze i tym samym ostatni dzień podróży. Samolot do Europy mieliśmy ok północy, więc cały dzień na zwiedzanie. Upał tego dnia był wyjątkowy, a w planie mieliśmy spacer po Ogrodzie Botanicznym.
Kilka stacji metrem i już byliśmy na miejscu, bardzo łatwo tam trafić. Ogród rozciąga się na niebagatelnym obszarze 82 hektarów i jest jedynym tropikalnym ogrodem wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Spacerując po nim nie mamy wątpliwości dlaczego. Przepych tropikalnej roślinności, palm, kwiatów robi spore wrażenie. Na terenie Ogrodu znajduje się sporo mniejszych ogrodów tematycznych np. Ogród Zapachowy, Ogród Ziół i Przypraw, Ogród Ewolucyjny, Ogród Leczniczy, a także Jacob Ballas Children’s Garden, gdzie rozpoczęliśmy dzień z naszymi dziećmi oraz najważniejsze miejsce w Ogrodzie, czyli Narodowy Ogród Storczyków.
Tak, jak wspomniałam zaczęliśmy od Ogrodu stworzonego specjalnie dla dzieci, gdzie poprzez zabawę mogą się uczyć i poznawać przyrodę. Nasze skupiły się na zabawie 🙂 Był domek na drzewie ze zjeżdżalniami, jaskinia za wodospadem, labirynt, kładki w drzewach itd. Zabawa na całego 🙂
Po zabawie Adaś zasnął, a my odpoczywaliśmy w altance nad jeziorem Symfonicznym. Udało się nam nawet znaleźć pomnik Chopina 🙂 Również ze śpiącym Adasiem zwiedziliśmy Ogród Storczyków. Jako główna atrakcja Ogrodu jest absolutnie warty odwiedzenia, nie tylko dla fanów storczyków. Gabrysia bardzo starała się znaleźć storczyki podobne do tych, które mamy w domu i ogólnie bardzo się jej podobało wśród ukwieconych altanek i alejek.
Na terenie ogrodu znajduje się sporo restauracji i kawiarni. Niektóre z nich są bardziej ekskluzywne, inne dostosowane do rodzin z dziećmi. My trafiliśmy do Casa Verde, gdzie zjedliśmy całkiem smaczną laksę, a dzieci pizze. Po lanczu przeszliśmy jeszcze przez Ogród Ewolucyjny i metrem pojechaliśmy do centrum, a dokładnie na stację Raffles Place.
Jest to samo centrum biznesowego Singapuru. Wysiadając z metra jesteśmy otoczeni wysokimi, szklanymi wieżowcami, centrami handlowymi,a wielkie gadające billboardy atakują nas z każdej strony. Zupełnie inny świat niż spokojny Ogród Botaniczny czy Gardens by the Bay. Stamtąd po krótkim spacerze dotarliśmy na brzeg zatoki do Merlion Park. Tam zrobiliśmy sobie obowiązkowe zdjęcia z Merlionem, czyli maskotką Singapuru z głową lwa i ciałem ryby oraz ze słynnym hotelem Marina Bay Sands (to ten ze statkiem na szczycie wieżowców :)) Poza tym zachciało się nam lodów. I to, jak zawsze w upał, był wielki błąd. Tzn Gabrysia spokojnie zjadła swoją porcję, natomiast Adaś uparł się, że będzie jadł sam. Bez pomocy. Tyle, że lody bardzo szybko zaczęły mu spływać, a wynikowo wylądowały na chodniku. Lepiej nie będę pisać co działo się dalej…. Adaś próbował je zbierać z chodnika z krzykiem i płaczem, a chyba połowa ludzi w Marinie się na nas patrzyła…
Kiedy już w końcu udało nam się zapanować nad sytuacja, znaleźliśmy mały plac zabaw przy Esplanade Park, gdzie dzieci mogły się spokojnie pobawić.
Do lotu mieliśmy jeszcze dużo czasu, ale byliśmy tak zmęczeni, że odebraliśmy nasze bagaże z hotelu i pojechaliśmy na lotnisko. A tam nasze dzieci przez ponad 2 godziny szalały na mini placu zabaw. Bez problemu doczekały do północy, a w samolocie na szczęście spały dobre kilka godzin. Mieliśmy wielkie szczęście, bo się okazało, że cały rząd przed nami był wolny i mogliśmy go zająć! Więc mieliśmy 6 miejsc dla nas! Czasem człowiek ma szczęście 🙂