Pociągiem do Batumi, 17 czerwca 2016

Najdłuższy odcinek drogi, jaki mieliśmy do pokonania w Gruzji, zdecydowaliśmy się pokonać pociągiem. Bilety kupiliśmy już wcześniej przez internet i jak się okazało jechaliśmy pierwszą klasą. Dworzec w Tbilisi nie należy do najlepiej oznaczonych i sam Giorgi miał problem znaleźć wejście i odpowiedni peron. Ale na szczęście przyjechaliśmy dużo wcześniej, więc spokojnie siedzieliśmy na naszych miejscach na długo przed odjazdem. Ciekawostką jest, że nasze bilety zostały sprawdzone przy wejściu do pociągu i porównane z listą pasażerów. Większości sprawdzono też dokumenty, ale jakoś na nasze paszporty pani nie zerknęła. Siedzenia w pociągu okazały się wygodne i było sporo miejsca. Każdy dostał też butelkę wody. Do tego darmowe wifi. Na początku działało na tyle szybko, że Gabrysia mogła oglądać filmy na YouTube, ale potem starczało co najwyżej na e-mail czy Facebook. No ale i tak bylismy w szoku.

imageimage

Podróż poszła nam całkiem sprawnie, Gabrysia trochę co prawda się nudziła, ale to w końcu ponad pięciogodzinna podróż. Pociąg był tylko trochę opóźniony, gdy dotarliśmy do Batumi. A tam już przy drzwiach do pociągu rzuciła się na nas masa taksówkarzy, właścicieli pokoi do wynajęcia i innych oferujących swoje usługi. Jakoś udało się nam wydostać z tego tłumu i wytargować cenę za taksówkę, która wydawała się nam rozsądna. Kierowca okazał się bardzo w porządku, jechał najkrótszą trasą i nie próbował żadnych dziwnych akcji na koniec (a naczytaliśmy się sporo na ten temat). Dał nam swoją wizytówkę, więc może skorzystamy jeszcze z jego usług.

Jeżeli chodzi o hotel w Batumi to trochę zaszaleliśmy, bo śpimy w nowym hotelu zaraz przy plaży i promenadzie. Mamy basen na zewnątrz i wewnątrz na chłodniejszą pogodę. Widok na morze, więc wieczorem możemy siedzieć na balkonie i słuchać szumu fal.

image

Po krótkim ogarnięciu się w pokoju ruszyliśmy promenadą w stronę centrum na poszukiwanie obiadu. Zjedliśmy do jednej z bliżej położonych knajpek z ukraińskim jedzeniem. I ruszyliśmy dalej. Zabraliśmy nawet Gabrysi hulajnogę, którą w końcu mogła wykorzystać. Promenada w Batumi jest bardzo długa i idealna do jazdy na rowerze, hulajnodze, biegania itd. Aż się chce pożyczyć rowery 🙂

imageimage

Zaszliśmy promenadą całkiem spory kawałek kupując po drodze lody i jajko niespodziankę dla Gabrysi. To na prawdę absurdalne jak, tak mała rzecz może tak ucieszyć dziecko. Poza tym było kilka małych wypadków na hulajnodze, bo mimo, że chodnik prawie idealny, to czasami zdarzała się jakaś dziura, a Gabrysi niestety nie udawało się ich skutecznie omijać. Ale obyło się bez większych obrażeń. Była też wizyta na plaży i zabawa kamieniami, plac zabaw, dużo zdjeć z palmami-dzidziusiami oraz podziwiania fontann.

image image image image image

Wzdłuż promenady ciągnie się park, gdzie znajdują się m.in. korty tenisowe, stoły do Ping-ponga, bilardu(!), a dalej od brzegu morza same architektoniczne cuda w postaci głownie hoteli, ale również apartamentowców i innych. Nam udało się dotrzeć do letniego teatru, gdzie można było posłuchać gruzińskich pieśni.

Godzina zrobiła się późna, dziecko zaczęło trochę marudzić, więc czas było wracać. I jak to zazwyczaj bywa, wydawało nam się, że wcale nie zaszliśmy daleko, ale jednak droga do hotelu była dość długa. Gabrysia zasnęła po raz kolejny na rękach Tomka 🙂

Możesz również polubić…

Leave a Reply