Skalne miasto Vardzia, 22 czerwca 2016
Jednym z powodów, z których zdecydowaliśmy się pojechać do Borjomi, było to, że to dobre miejsce wypadowe na wycieczkę do Vardzi, czyli jednego ze Skalnych Miast, których ruiny można podziwiać w Gruzji. Z tego co wyczytaliśmy Vardzia jest najlepiej zachowanym Skalnym Miastem, a na dodatek dalej zamieszkałym przez gromadkę mnichów.
Tego dnia nasza wycieczka trochę się powiększyła, gdyż zaproponowaliśmy Brygidzie, żeby się z nami zabrała. Droga z Borjomi do Vardzi zajęła nam ok 2 godzin i prowadziła przez malownicze góry Kaukazu Małego. A na drodze oczywiście wszechobecne psy i krowy. Chyba jeszcze nie pisałam do tej pory, że tutaj główną przeszkodą na drodze są właśnie krowy, które niby się pasą na pobliskich łąkach (albo generalnie gdzie popadnie), ale z jakiegoś nieznanego mi powodu spędzają większość czasu na samym środku drogi i samochody próbujące jakoś je ominąć jakoś im nie przeszkadzają.
Po drodze mijaliśmy twierdzę w Khertvisi, która sięga czasów Aleksandra Macedońskiego, ale zatrzymaliśmy się tylko na szybką sesję zdjęciową.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zostawialiśmy samochód na parkingu, zaopatrzyliśmy się w bilety wstępu oraz na mini busa, który wwozi kilkaset metrów pod górkę dosłownie pod drzwi Skalnego Miasta. Oczywiście kierowca nie ruszy, póki nie ma 5 pasażerów. Nas było 4, bo Gabrysia się nie liczyła, bo była bez biletu. Myśleliśmy, że busik szybko się zapełni, ale nic bardziej mylnego. Okazało się, że tylko z nas takie lenie co nie chcą na piechotę pod górkę iść. Już chcieliśmy dokupić dodatkowy bilet, żeby nas w końcu zabrali do góry, ale w ostatniej chwili zebrała się spora grupa z Izraeala, która wypełniła nasz busik i mogliśmy ruszyć.
Początkowo Gabrysia chciała tylko na rączki, ale w miarę szybko spodobało jej się zaglądanie do kolejnych pokoi wykutych w skałach, wspinanie się po stromych schodach i pomaganie mamie w schodzeniu z nich. Fakt, że Brygida i Giorgi byli z nami bardzo nam pomógł, bo Gabrysia mogła ich zaczepiać, przez co myśli i zmęczonych nóżkach jakoś nie dawały o sobie za wiele znać. Co chwilę robiliśmy małe postoje, czasami my z Gabrysią omijalyśmy jakaś część, żeby się już tyle nie wspinać, czasami Giorgi pomógł Gabrysi na schodach i jakoś minęły 2 godziny bez większego marudzenia.
Warto wspomnieć, że na terenie Vardzi działa cały czas kościół oraz mieszka niewielka grupa mnichów. Można też napić się wody ze świetego źródełka, która podobno pomaga w spełnieniu życzeń 🙂
Zwiedzenie całego kompleksu zajęło nam ok 2 godzin. Można dokładniej, można na pewno szybciej, kiedy jest się bez dziecka, ale dla nas to było dobre tempo i byliśmy bardzo zadowoleni. Potem był czas na obiadek oczywiście. Dzięki temu, że było nas wiecej mogliśmy zamówić więcej potraw i spróbować nowych dań. Chociaż generalnie to w każdej knajpce jest prawie dokładnie to samo.
Gabrysia była tak zmęczona, że zasneła siedząc mi na kolanach przy stoliku. Potem spała prawie całą drogę powrotną do Borjomi.
Wieczorem spotkaliśmy się jeszcze na kolację w tej samej restauracji. Tym razem postanowiliśmy skosztować gruzińskiej pizzy. Absurdalnie problem okazało się jej zamawianie. W menu były 2 rozmiary: mały i duży. Więc pytamy co tzn duża i mała. Oczekiwaliśmy, że pani powie nam średnicę w cm albo chociaż pokaże rękoma jaka duża ta pizza, ale pani tylko mówi, że mała i duża, proste, nie? No i że okrągła jest (aaaa, to bym nie zgadła) i że duża to 6 kawałków. Odpowiedź wyczerpująca. Ewidentnie kawałek pizzy ma jakiś nieznany nam standardowy rozmiar w Gruzji 🙂 Wiem, czepiam się. Zamówiliśmy dużą i była taka jak normalna u nas, czyli ok 32 cm 🙂 Warto dodać, że dodatki na pizzę też były nam nieznane dopóki jej nie zobaczyliśmy. Była całkiem ok, ale Włoch to by zawału dostał na jej widok.
Info praktyczne:
Bilet wstępu do Skalnego Miasta to 3GEL, mini bus 1GEL (dzieci za darmo)