Słodkie lenistwo w Kachetii 14-15 czerwca 2015
We wtorek rano, po pysznym śniadaniu z widokiem na Kazbek, trzeba było ruszać w drogę powrotną. Zjazd w dół Drogą Wojenną nie zajął nam zbyt dużo czasu, ale kiedy zjechaliśmy na wschód od Tbilisi w stronę Telavi, zaczęło być „wesoło”. Jeżeli ktoś narzeka na Drogę Wojenną to nie polecam dróg w Kachetii, czyli wschodniej części kraju, słynnej z rozległych winnic i oczywiście produkcji wina. Do tej pory nie wiem, jak to możliwe, że nasz samochód wyszedł cało z tej podróży. Brak asfaltu, dziury, uskoki, zwężenia, ciężarówki, krowy na środku drogi – tak w skrócie wyglądało ok 2 godz naszej drogi.
Kiedy więc dotarliśmy już do naszej winnicy w okolicach Telavi, postanowiłam, że się z niej nie ruszam przez kolejne 2 dni 🙂 I tak też zrobiłam. Zarówno wtorkowe popołudnie jak i całą środę spędziłam z Gabrysią przy basenie leniuchujac. Tomek we środe rano pojechał na małą wycieczkę razem z Giorgim (opis poniżej), a my zajmowałyśmy się szeroko pojętym nic-nierobieniem. Mieszkaliśmy w winnicy Schuchmann z pięknym widokiem na Kaukaz. Dosyć dziwne wrażenie opalać się i kąpać w basenie i patrzeć na ośnieżone szczyty gór 🙂
Wieczorem zostaliśmy oprowadzeni po winnicy i pokazano nam tradycyjny gruziński sposób produkcji wina. Poza tym w pakiecie mieliśmy próbowanie wina. No przynajmniej jedno z nas miało. Jak tylko próbowałam upić mały łyk z kieliszka to Gabrysia krzyczała „nie wolno Ci mamo, bo dzidziuś będzie chory!”. Musiałam jej spokojnie tłumaczyć, że jeden mały łyk wina nie zaszkodzi dzidziusiowi, ale chyba nie dała się przekonać.
Czas na opis chłopakowej wycieczki 🙂 Tomek i Giorgi pojechali na półdniową wycieczkę, zaczynając od pozostałości po mieście Gremi, położonego 25 minut od Telavi. Zwiedziliśmy tam centralną część kompleksu, czyli cytadelę i cerkiew oraz mury obronne, nie oglądając specjalnie pozostałych ruin oraz nowowybudowanych sklepów i hotelu. Wstęp do cytadeli kosztował 2 lari za turystę i zero za prewodnika. Nie jest ogromna, ale warta zobaczenia, szczególnie oryginalna toaleta i Komnata królewska, a także ich balkon – wręcz idealny na poranną kawę z fantastycznym widokiem na niżej położone pola i góry Kaukazu w tle. W innej komnacie znaleźliśmy ówczesną pralkę 🙂 Cerkiew Archaniołów z 1565 roku jest w miarę malutka, ale ciekawa dla osób jeszcze nie zmęczonych oglądaniem ikon i fresków.
Kolejne 20-30 minut jechaliśmy pod Monastyr Nekresi. Tu wstęp jest darmowy, płaci sie jedynie 3 lari od turysty za wjechanie silną mercedesową maszyną pod górę. Mimo dobrej drogi, nie wolno tu wjeżdżać własnym samochodem, zapewne z powodu braku parkingu na górze. Bus w miarę szybko się zapełnił rosyjskimi ciociami i wiśta wio 5-10 minut pod górę. Można też iść na piechotę, co szacujemy na około 90 minut. Na górze ma się 30 minut, jeżeli się chce wracać busem. Znajduje się tam kilka cerkwi, z których można było wejść do jednej, z VI wieku. Są tu piękne pozostałości fresków, kości duchownych, a chusty dla niewiast są dostępne przed wejściem. Można też wejść do pozostałości winnicy (każdy dom, monastyr i inny budynek w Gruzji wydaje się mieć własną winnicę. Widok – znowu wspaniały, łatwo zrozumieć, że ludzie chcieli tu mieszkać, tym bardziej jeżeli mogli komuś zapłacić za wytaszczenie cegieł na górę 🙂
W drodze powrotnej, zatrzymaliśmy się w Telavi, zjedliśmy ekstremalnie pikantna shauarmę (kebab wieprzowy w jufce) i kupiliśmy owoce, churchele, wino i chachę (gruzińska grappa) na rynku 🙂