Tel Aviv, czyli plażowanie, 21 czerwca 2015
Dziś już Tomek musiał iść do pracy, a więc spędzamy dzień same z Gabrysią.
Która znowu wstała ok 7 rano i oznajmiła, że jest juz wyspana. Tomek wziął ja na spacer po plaży, a ja mogłam sie jeszcze powylegiwać. Jak miło 🙂
Śniadanie zjedliśmy jeszcze razem, a potem po Tomka przyszedl kolega i poszli do biura oddalonego o jakies 200 metrów od hotelu. Przy okazji może warto wspomnieć jak wyglada śniadanie u nas w hotelu. Oczywiście są jogurty, płatki, pieczywo, dżem, jajka (jakie sie chce), kilka rożnych serów (w tym takie polskie twarożki), poza tym śledzie, tuńczyk i warzywa np buraczki tarte, surówka z marchewki, bakłażany i cukinie. Trochę nietypowo jak dla nas. Poza tym mamy w hotelu popołudniową kawę i herbate z ciastem dla wszystkich (wczoraj był makowiec).
No więc po śniadaniu poszłyśmy z Gabrysią na plażę. Fale dziś ogromne i całkowity zakaz kąpieli. Nawet rozciągnęli liny z czarnymi flagami parę metrów od brzegu, żeby nikt dalej nie wchodził. Nogi można zmoczyć i tyle. Rozłożyłyśmy się w cieniu takich altanek. Tzn Gabrysia w cieniu sie ślicznie bawiła, a ja leżałam metr obok w słońcu. I tak nam minęło przedpołudnie. Gabrysia sie bawiła, ja opalałam. Kilka razy biegłyśmy razem na brzeg morza po wodę do wiaderka albo wypłukać rączki. Było bardzo miło.
W południe sie spakowalysmy i wróciłyśmy do hotelu, a potem poszłyśmy na obiad na ulubione jedzenie Gabrysi, czyli znowu falafla 🙂
Po obiedzie był czas na sjestę oczywiście, a potem znowu na plażę. Tomkowi mimo wcześniejszych przepowiedni, że nie wróci przed 18, udało sie nas zaskoczyć i dołączyć do nas jeszcze przed 17. I zaczęło sie szaleństwo na plaży. Bieganie, zabawa w chowanego, budowanie zamku z piasku i skakanie przez fale przy brzegu. Przy mnie Gabrysia siedziała ładnie i sie bawiła, a jak tylko zobaczyła tatę, to zaczęła wariować. Chyba rozumie już jaka jest różnica miedzy mamą a tatą 🙂
Po plażowaniu był czas na popołudniową herbatkę/kawę i ciastko, potem mycie i spacer w poszukiwaniu kolacji. Dziś znowu zapuściliśmy się w bardziej odległe dzielnice i wylądowaliśmy w restauracji perskiej tym razem. Jedzonko było całkiem ok.
I tak minął nam weekend w Izraelu. Jutro czas do domu. Mamy samolot w południe, wiec po śniadaniu trzeba jechać na lotnisko.
A ja już pytam Tomka kiedy sie tu znowu wybiera i czy my też możemy 🙂