Wenecja i Werona / Venice and Verona, 12 sierpnia 2015
W środę zapakowaliśmy Gabrysię do samochodu już o 6 rano i ruszyliśmy w stronę Wenecji – Gabrysia spała połowę drogi, a resztę oglądała krajobrazy, bawiła się z babcią w szpiega i kazała sobie czytać “Basia i przejażdżka”. Zostawiliśmy samochód w Venezia Mestre, aby zabrać Gabrysię na przejażdżkę pociągiem (12 min do stacji głównej Venezia S:a Lucia, pociągi co 3-4 minuty). Już w Wenecji, wsiedliśmy w Vaporetto (tramwaj wodny) numer 1 z celem dotarcia do przystanku S:a Elena – powodem tego była analiza taty, która wyglądała w ten sposób: “Znaleźć park na mapie Wenecji” —> “Założyć, że będzie tam plac zabaw (weneckie dzieci, jeżeli takie istnieją, też muszą się gdzieś bawić)” —> “Dojechać w pobliże i potem wracać nogami w stronę wyjścia”. Vaporetto płynęło godzinę i był tłok przez połowę drogi (do placu Świętego Marka) więc tata musiał większość drogi trzymać córeczkę na rękach – bardzo jej się podobała woda, fale wytwarzane przez nasz tramwaj, domy na wodzie, gondole, motorówki i reszta życia). Już dopływając do S:a Elena zobaczyliśmy, że tata miał rację – w parku był plac zabaw – nawet dwa – jeden dla bobasów i jeden dla większych dzieci. Natomiast weneckich dzieci było mało – za to znaleźliśmy duńskie (nie porzucone, było z rodzicami). Po hasaniu wsiedliśmy w wózek i pojechaliśmy uliczkami oglądać kanały i wczuwać się w atmosferę. Gabrysia po chwili zasnęła, a że było gorąco, zrobiliśmy jej parawan z kocyka. W większości Wenecja jest bardzo dziecio-przyjazna, lecz trzeba oczywiście uważać, żeby dziecko nie wpadło do któregoś z kanałów i może unikać tych najbardziej tłocznych uliczek. Noszenie wózka z dzieckiem w środku przez mosty i mosteczki raczej nie należny do ulubionych zajęć taty. Niektóre mosty miały podjazd, ale znaczna większość nie. Pizza i lody za to dodały wszystkim sił 🙂 Tu też Gabrysię interesowały sklepiki, w których bardzo dokładnie oglądała wszystkie maski (mówiła na nie “maskotki”), szklane zwierzątka z Murano i inne pierdołki. Ogólnie nie polecam jechać tu z dziećmi w tym wieku – jest to bardziej atrakcja dla dorosłych niż dla trzylatków. Na pewno dziecko się tu nie będzie nudziło, ale upal, tłok turystów, mosty (chyba, że dziecko po nich chce skakać) nie pomagają. Jeżeli chcecie zrobić przyjemność dziecku – jedźcie gdzieś indziej np. do Werony.
To własnie zrobiliśmy – w drodze do domu tata zrobił wszystkim niespodziankę i zabrał ekipę na spacer i lody w Weronie (chyba ulubione włoskie miasto taty) – tu też są turyści, ale wszystko jest spokojniejsze i powolniejsze. Jest tu sporo uliczek do biegania, posagów, studzienek, schodów do skakania, lodów do jedzenia – wszystko bez stresu. Przed odjazdem tata chciał wypić kawę, ale przy samochodzie były same restauracje – w jednej z nich bez problemu dostaliśmy espresso, a po usłyszeniu o naszej podroży, pani kelnerka dała Gabrysi domowej roboty ciasteczka – Gabrysia odwdzięczyła się tańczeniem do muzyki z radia mówiąc “w domu mamy taką muzykę”. Do domu dotarliśmy baaardzo późno i było spanie bez mycia zębów.
On Wednesday, we put Gabriela in the car already at 6 am and took off to Venice – she slept during half of the trip and watched the views, played word games with granny and was read to during the other half. We parked the car in Venezia Mestre in order to take the train (Gabriela likes trains, trams, busses and the like). Once in Venice, we took the vaporetto number 1 to the stop S:a Elena. We chose this stop after a detailed analysis on the city map the evening before – the assumption was that if we can find a bigger park in Venice, there is a chance that it will have a playground. Then the plan was to go there by vaporetto and return by foot, touristing on the way. The water tram took one hour and was full for half of the way (until piazza San Marco), hence daddy had to hold Gabriela in his arms – she enjoyed watching the water, the waves caused by our vaporetto, the houses on the water, the gondolas and the whole circus of different boats. The assumption about the playground was on the spot – not only was there one, there were two of them – one for babies and another one for kids. There were not many venetian kids to be found – but we met one Danish 🙂
After some play time, Gabriela jumped into the stroller and we took off to discover the streets, canals and the general Venetian ambiance. It didn’t last long before the small traveler fell asleep, and we built her a tent using her blanket to linger the heat. Venice is quite OK for children (a lot to see), but not perfect (Herds of tourists, glass to break). Carrying the stroller over all the bridges did not become daddy’s favourite activity – some of them have ramps, but far from all. Pizza and gelatto recharged our batteries 🙂 Gabriela also enjoyed browsing through the souvenir shops, with all the masks, Murano glass animals and other precious items. In general, I would not recommend coming here with children in this age – it is rather a treat for the adult than for the three-year-old. I am sure your kids will not be bored here, but the large amount of tourists, the heat and the bridges will probably not help. If you want to treat your kid to some fun – bring them to Verona instead – which we also did! On our way back home, daddy surprised the party and took them to Verona (daddy’s favourite Italian city) for some ice cream. Here you will also find tourists, but everything is slower, calmer and more enjoyable. There is a lot of small streets to run on, sculptures, wells, steps, ice cream and lots of other things in a positive ambiance and with no perceivable stress. When leaving Verona, daddy wanted to get a coffee but found only restaurants and no cafe’s close to where we parked the car – one of them was happy to serve us an espresso, and having heard about our adventures, the waitress treated Gabriela to some home-baked cookies. She showed her gratitude by dancing to the music from the radio stating „we have this music at home”. We reached home veeery late and ended up falling asleep without having brushed our teeth 🙂