Wielki Pałac i Szmaragdowy Budda, Spoczywający Budda oraz Świątynia Świtu, 2 listopada 2017
Jako, że ekipa już w komplecie, przyszedł czas na zwiedzanie najważniejszych zabytków Bangkoku, czyli świątyni.
Dzień rozpoczęliśmy dosyć późno, ale jet lag daje jeszcze o sobie znać, dzieci zasypiają późno i jakoś nie mamy serca ich budzić skoro świt. Jeszcze przed wyjściem z hotelu upewniliśmy się, że Wielki Pałac jest otwarty i usłyszeliśmy od każdej napotkanej osoby rady dotyczące ubioru. Że w szortach nas nie wpuszczą, że ramiona zakryte. I tak każdy, komu mówiliśmy, gdzie jedziemy. A my mieliśmy ubrania spakowane w plecaku, bo żar lał sie z nieba i opcja założenia czegokolwiek poza szortami nie wchodziła w grę. Udało nam się złapać 2 taksówki i jakoś odnaleźć się nawzajem po przyjeździe na miejsce. A tam znowu tłum sprzedawców próbujących nam wcisnąć spodnie… My z Tomkiem mieliśmy nasze balijskie sarongi, ale niestety okazało się, że w Tajlandii faceci w sarongach nie chodzą i ostatecznie skończyło się na zakupie fantastycznych spodni ze słonikami.
Ubrani ruszyliśmy wraz z tłumem w kierunku świątyni. Już przed przyjazdem czytałam, żeby lepiej pojechać tam rano, bo jako, że Pałac jest otwarty tylko do 15.30, to w południe będzie tam dziki tłum, ale nam się jakoś nie udało. I to był błąd, więc ja też powtórzę, radzimy jechać do Pałacu jak najwcześniej rano, zanim tłum i upał skutecznie was zniechęcą.
Kiedy tylko weszliśmy na teren Pałacu, Gabrysia powiedziała „Wow, ile złota i klejnotów”. I na szczęście poza narzekaniem na zmęczeniem upałem, były to główne słowa padające z jej ust w ciągu dnia 🙂
Właściwie już na początku udało nam się rozstać i zgubić z Brukselkami… Tomek usypiał Adasia, ja z Gabrysią poszłyśmy zwiedzać Świątynię Szmaragdowgeo Buddy (który jest malutki, ale świątynia piękna). Potem była zmiana i Tomek zwiedzał, a my z Gabrysią odpoczywałyśmy w cieniu pilnując Adasia. Sami nie wiemy, kiedy minęły 2 godziny spędzone w pałacu. Adaś po drzemce pobiegał trochę zacienionymi galeriami wypełnionym złotymi posągami Buddy, dostał przekąskę i był gotowy na dalsze przygody.
Wysoccy w tłumie / Among the tourists.
Niedorastający tajom / We were not aware Thais were this tall.
Dzieła sztuki architektonicznej / Work of art in architecture.
Złoty rząd / Golden row.
Złote łaski / Golden girls.
Niczym domino / It goes on and on and on…
Jako, że nie mogliśmy znaleźć reszty ekipy, ruszyliśmy dalej do pobliskiej Świątyni Spoczywającego Buddy, czyli Wat Pho. Spoczywający Budda ma bagatela 45 m długości i jest złoty. Poza tym Świątynia jest całkiem inna niż, ta którą zwiedziliśmy chwilę wcześniej. Tam był tłum i skwar lejący sie z nieba, tutaj zacienione alejki, spokój i prawie cisza.
Uśmiechy od dechy do dechy / Happy in a holy place.
Leżący Budda i dwóch białasów / Laying Buddha and two pale guys.
Leżący Budda w pełnej krasie / Laying Buddha as men created him.
Skoro już byliśmy w okolicy, a sił jeszcze starczało, postanowiliśmy przeprawić się na drugą stronę rzeki do Świątyni Świtu, czyli Wat Arun. Ku naszemu zdziwieniu w drodze na przystań spotkaliśmy resztę zagubionej ekipy, która właśnie kończyła obiad w knajpce, którą bardzo polecała. A my głodni. No więc teraz my zajęliśmy miejsce przy stoliku, a oni poszli na spotkanie z Wielkim Buddą. Tym razem zaplanowaliśmy, że spotkamy się w tym samym miejscu, kiedy wszyscy „zaliczą” swoje punkty programu. Knajpka nazywa się AMA i jest warta polecenia. Gabrysia zjadła swoje ulubione sajgonki, Adaś ryż z warzywami, Tomek Green Curry, a ja nareszcie Pad Thaia. Po godzince udało nam się spotkać tym razem bez problemu i ruszyliśmy razem na przeprawę łodzią na drugą stronę rzeki.
Oglądamy Wenecję Orientu / Watching Venice of the Orient.
A tam czekała na nas piękna biała Świątynia Świtu. Jako, że Adaś znowu spał, zwiedzaliśmy na raty. Ja z Gabrysią i Oskarem, którzy stali się nierozłączni i dzielnie wspinali się po wysokich schodach i cierpliwie pozowali mi od zdjęć 🙂 Ku naszemu rozczarowaniu można było wejść tylko na pierwszy poziom świątyni, a schody dalej kusiły… Gabrysi bardzo podobała się kwiatowa mozaika, którą jest ozdobiona cała świątynia i nieustannie mówiła, jakie to piękne.
Cała ekipa w pełnej krasie / The whole team in one shot.
Bliskie spotkanie z buddyjskim mnichem / Close encounter with a Buddhist monk.
Złoty niegłodny Budda / Golden full Buddha.
Geometrii moc / Geometrical highlights.
A kuku / Hide and seek.
Do hotelu wróciliśmy taksówkami, a potem wybraliśmy się jeszcze na kolację po raz kolejny do Texas Suki, głównie ze względu na kącik zabaw dla dzieci. My zaszaleliśmy i gotowaliśmy zupę z ryb i warzyw, a dzieci zajadały się satayami, ryżem i won tonami.
Kolacja z wielkim garem / Hot pot dinner in Texas Suki.
A deserkiem się dzielimy / Sugary enough for two.
Info praktyczne:
Wstęp od Wielkiego Pałacu to 500 THB za osobę, dzieci do 120 cm za darmo
Jeżeli nie mamy własnych spodni można kupić za 100 THB na terenie pałacu (na ulicy za 150) albo pożyczyć za 50, ale jeżeli mamy zamiar zwiedzać więcej świątyni, to lepiej już zainwestować te 100.
Wstęp do Świątyni Spoczywającego Buddy to 100 THB za os, dzieci za darmo. Na terenie świątyni dostaje się butelkę wody w cenie biletu.
Wstęp do Świątyni Świtu to 50 THB za os, dzieci za darmo.
Prom przez rzekę to 4 THB za os, ale za wózek zapłaciliśmy aż 10 THB 😉
Taksówka z Wat Arun do China Town to ok 60 THB