Ystad Djurpark, czyli namiastka safari w Skåne, 24 maja 2015
Sezon wakacyjnych wycieczek i przygód nareszcie rozpoczęty!
W ostatni majowy weekend zapytaliśmy Gabrysię co chciałaby robić, gdzie pojechać. Pytałam czy może chciałaby pojechać do zoo, a ona koniecznie postanowiła zobaczyć żyrafy. Z żyrafami w południowej Szwecji nie jest tak łatwo (można by do Kopenhagi pojechać, ale chcieliśmy raczej coś lokalnie zobaczyć), więc daliśmy Gabrysi do wyboru 2 opcje: albo Ystad Djurpark, gdzie mają zebry i wielbłądy albo Skånes Djurpark, gdzie mają lokalne szwedzkie zwierzęta (opisane już w zeszłym roku). Wybrała zebry.
Tak więc w słoneczny niedzielny poranek pojechaliśmy do Ystad. Przygodę rozpoczęliśmy od karmienia surykatek oraz wielbłądów, a raczej kilkumiesięcznego wielbłąda, którym mama niestety nie umiała się zająć, więc został przeniesiony do zagrody razem z lamami (dla towarzystwa) i karmiony przez obsługę parku wielkimi butelkami z mlekiem (podobno nawet 24h na dobę na początku). Gabrysi patrzenie jak „malutki” wielbłąd pochłania kilkulitrową porcję mleka szybko się znudziło i koniecznie chciała iść pogłaskać kózki. Właściwie nie wiem po co ta reszta zwierząt, skoro Gabrsyi wystarczy stado kózek i cały dzień mamy z głowy 🙂 Na szczęście udało się nam ją wyciągnąć od zagrody kózek i namowić na oglądanie innych zwierząt, a nawet na skoki do siana.
Trzeba przyznać, że w tym parku zwierzęta mają naprawdę dobre warunki, rozległe tereny do biegania i dobrą opiekę. Nie tłoczą się w ciasnych klatkach, ale pasą się na sporych łąkach. Gabrysia dzielnie przemierzała długie dystanse, rozmawiała z alpakami, oglądała antylopy, łosie, bizony, dorosłe wielbłądy. Aż dotarła do wielkiej zagrody dla kózek, do której można wchodzić i je głaskać. No i przepadła na dobre 🙂
Udało się ją stamtąd wyciągnać argumentami, że czas na obiad i ewentualną przejażdżkę na kucyku. Jedzenie było całkiem ok, jak na takie miejsce. Przejażdżka na koniku była extra płatna i trwała tylko kilka minut, ale Gabrysia była bardzo poważna i zadowolona.
Potem Gabrysi udało się nas zaciągnać na plac zabaw i z powrotem do zagrody kózek. W koncu wszystkie kózki się schowały i ostatecznie udało się nam dotrzeć do zebr, które niestety wcale nie były interesujące dla Gabrysi, bo nie dało się ich pogłaskać, ani nawet zobaczyć z bliska.
Pogoda zaczęła się psuć, więc uznaliśmy, że czas się pożegnać ze zwierzątkami i wracać do domu.
Info praktyczne:
My byliśmy jeszcze poza sezonem, więc zapłaciliśmy :”tylko” 145sek/os i 95sek/dziecko + 40sek za konika.
W sezonie letnim jest tam również dostępny basen (byliśmy tam 2 lata temu z malutką Gabrysią), no ale póki co temperatury nie sprzyjają rozbieraniu się z kurtek 🙁