Zoo w Singapurze, 15 listopada 2018
To już taka tradycja, że w każdym kraju, do którego jedziemy, musimy odwiedzić jakieś zoo. Nieraz się nam wydaje, że już wystarczy, że ile można, ale potem trafiamy na takie, jak to w Singapurze i wiemy, że było warto!
Po tym, jak dzień wcześniej zmieniliśmy plany ze względu na pogodę, nie zostało nam już wiele dni na odwiedzenie zoo. Postanowiliśmy więc zaryzykować i mimo niezbyt sprzyjającej prognozy pogody, pojechaliśmy odwiedzić zwierzątka. Wszytko szło dobrze, dopóki nie weszliśmy na teren ogrodu zoologicznego i nie zaczęło padać. Początkowo tylko trochę, więc niezrażeni ruszyliśmy ku przygodzie, szczególnie, że początkowo chodnik był zadaszony i mogliśmy spokojnie pooglądać wydry i małpy. Ale po chwili lunęło. Wielka tropikalna ulewa. Która trwała przez minimum kolejną godzinę… Większość czasu przeczekaliśmy w pobliskim amfiteatrze mimo to, że nie było aktualnie żadnych pokazów (trochę się spóźniliśmy na foki). Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy co robić, bo chodzenie po zoo w takiej ulewie nie wchodziło w grę nawet w pelerynach i kaloszach (których oczywiście i tak nie mieliśmy). Po jakimś czasie ulewa zmalała, więc postanowiliśmy objechać zoo tramwajem. Mieliśmy nadzieję, że może dzięki temu chociaż coś zobaczymy. Ale z tramwaju niewiele widać. Może tylko zebry i żyrafy. Kiedy wróciliśmy akurat zaczynał się pokaz zwierząt z lasów deszczowych, który Gabrysia bardzo chciała zobaczyć, więc wróciliśmy do amfiteatru. Były kolorowe papugi, małpy i ogromne węże. Gabrysi bardzo się podobało. Po pokazie wszyscy zgłodnieli, więc przyszedł czas na lancz. Dobrze, że w restauracji serwują jedzenie zarówno lokalne jak i europejskie, więc wszyscy zadowoleni.
Deszcz chwilowo prawie przestał padać, więc uznaliśmy, że nie ma więcej na co czekać i idziemy szukać zwierząt, bo po to w końcu tam przyjechaliśmy. Adaś zasnął. I spał kolejne 3 godziny, w trakcie których obeszliśmy prawie cale zoo. Były wielkie orangutany huśtające się na linach, słonie, goryle, makaki, kangury oraz hipopotamy karłowate (bardzo śmieszne zwierzątka nazywane balerinami :)). Gabrysia mimo deszczu była zachwycona i zadawała wyjątkowo dużo pytań, na które cierpliwie musieliśmy odpowiadać. Przy stanowisku białych tygrysów (mają parę) mieliśmy dłuższą lekcję o różnicach między lwami i tygrysami i dlaczego się ze sobą nie biją 🙂 A deszcz znowu padał mocniej. Jako, że byliśmy akurat w pobliżu kiosku, postanowiliśmy w końcu kupić peleryny przeciwdeszczowe i ruszać dalej. A dalej czekały na nas białe nosorożce (był nawet jeden mały nosorożec), żyrafy (wiedzieliście, że śpią tylko 4 godziny na dobę?), lwy (te za to śpią 20 godz), gepardy, pumy, terraria z wężami i jaszczurkami, wielkie żółwie i warany. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek wcześniej Gabrysia była taka zainteresowana w zoo. Myślę, że absurdalnie dzięki deszczowej pogodzie, udało nam się więcej zobaczyć, bo zwierzęta w większości były bardziej aktywne. Deszcz im nie przeszkadzał ewidentnie i chętnie się nam pokazywały. A w upały zazwyczaj śpią gdzieś ukryte.
Na koniec dnia trafiliśmy w końcu do Kidzworld, czyli strefy dla dzieci, gdzie obejrzeliśmy show dla przyjaciół zwierząt (pieski, kotki, papugi :)) oraz gdzie znajduje się karuzela, mini zoo, gdzie można pogłaskać zwierzątka (kózki, króliki, świnki morskie, a nawet jeża) i zjeżdżalnie do wody dla dzieci. My nawet mieliśmy ze sobą stroje kąpielowe, ale jakoś nie bardzo mieliśmy ochotę się w nie przebierać w tej pogodzie (mimo, że już nie padało popołudniu). Z resztą okazało się, że czas leci bardzo szybko, kiedy człowiek dobrze się bawi (no dobra, straciliśmy sporo czasu rano przez deszcz) i była pora wracać do miasta.
Prosto z zoo pojechaliśmy jeszcze raz do Bayfront, zobaczyć Gardens by the Bay nocą. Gabrysia powiedziała tylko 'WOW’, kiedy zobaczyła wielkie oświetlone drzewa. I koniecznie chciała jeszcze raz przespacerować się po ścieżce pomiędzy nimi, ale już tego nie powtórzyliśmy. Zjedliśmy kolację z widokiem na Supertree Grove i wróciliśmy pełni wrażeń do hotelu.
Info praktyczne:
Do zoo nie dojeżdża bezpośrednio żadna linia metra, więc najlepiej dojechać na stacje Khatib i stamtąd pojechać autobusem wysyłanym przez zoo (Mandai Khatib Shuttle – koszt to 1 S$).
Wstęp: dorośli 35 S$, dzieci do lat 3 23 S$. Kupując przez internet jest 15% taniej i nie musimy stać w kolejce. Tramwaj w zoo (5 S$, dzieci 3 S$), karuzela, park linowy, jazda na kucyku są dodatkowo płatne (i nie są to niskie ceny).