Rodzinne ferie we Włoszech, Folgaria, luty 2020
Nasze pierwsze ferie narciarskie we Włoszech za nami. Och, jak tęskniłam za słońcem, pięknymi Dolomitami i włoskim jedzeniem…
Po zeszłorocznych kiepskich doświadczeniach w Białce Tatrzańskiej, powiedzieliśmy stanowcze NIE feriom zimowym w Polsce i postanowiliśmy w końcu powrócić we włoskie Dolomity. Uznaliśmy, że Gabrysia i Mikołaj (bo jak co roku towarzyszyła nam moja siostra z rodzina) są już na tyle dobrymi narciarzami, że można ich zabrać w Alpy. Mi się zamarzyło, żeby Adas już teraz zaczął jeździć, a do tego trzeba było w końcu nauczyć również Tomka. Tak, więc potrzebowaliśmy znaleźć miejsce, które spełni nasze wszystkie potrzeby. Początkowo planowaliśmy znaleźć polskojęzycznych instruktorów, a noclegi i resztę ogarnąć samemu. Niestety okazało się, że lekcje indywidualne sa bardzo drogie, więc lepiej dzieci zapisać do jakiejś polskiej szkółki. Stwierdziliśmy więc, że może poszukamy biura, które tak jak KRAUL, z którym jeździliśmy wcześniej, organizuje całe wyjazdy dla rodzin z dziećmi. KRAUL niestety organizuje wyjazdy jedynie w terminie ferii małopolskich, które nie pokrywają się z naszymi oraz warszawskimi, ale niezmiennie ich bardzo polecamy!
Po długich poszukiwaniach oraz rekomendacjach znajomych zdecydowaliśmy się na biuro Rozwiń Skrzydła. Generalnie wybór mieliśmy niewielki, gdyż tylko kilka szkółek decyduje się brać 3 latki. Ale się udało! W pakiecie mieliśmy noclegi ze śniadaniem i kolacją w hotelu zaraz przy stoku, skipassy oraz szkolenie narciarskie dla dzieci i Tomka. To był plan, a rzeczywistość?
Rejon narciarski
Ferie spędziliśmy w niewielkiej miejscowości Costa, w rejonie Folgaria – Lavarone. Jest to region wysunięty już bardzo na południe, więc majestatyczne szczyty górskie można podziwiać raczej z oddali, ale i tak jest pięknie. Śnieg był tylko na trasach, a dookoła wiosna. Musimy jednak przyznać, że trasy były utrzymane fantastycznie, do tego było pusto. Mimo, że to środek sezonu, nie było kompletnie kolejek do wyciągów, parkingi puste, na stoku można szaleć! Do tego mieliśmy fantastyczną pogodę: słońce i kilka stopni na plusie, a w nocy mróz, więc śnieg się utrzymywał cały czas.
Sama Folgaria to bardzo urokliwe miasteczko, do którego z Costa można dojechać mini pociągiem – ski bussem, co było dodatkową atrakcją dla dzieci (szczególnie dla Adasia).
Hotel
Mieszkaliśmy w hotelu Golf, położonym dosłownie 50 m od stoku. Hotel pomimo 4 **** nas nie powalił, a raczej byliśmy trochę zawiedzeni (chociaż w sumie na booking.com ma oceny poniżej 8, więc nie powinno być zdziwienia). Pokoje duże i czyste, ale urządzone skromnie, małe szafy i łóżka polowe dla dzieci (a to miał być pokój 4 osobowy, a nie z dostawkami). Całość hotelu wymaga ogólnie odświeżenia. Basen, SPA i siłownia całkiem fajne, ale otwarte dopiero od 10 rano (chłopaki chcieli ćwiczyć przed śniadaniem) i tylko do 20 (więc nici z wieczornego basenu). Śniadania bardzo przeciętne, kolacje również. Zdecydowanie przerost formy nad treścią. Dania brzmiały i wyglądały bardzo wykwintnie, ale w smaku niestety bez szału, a wręcz slabo. Być we Włoszech i kiepsko jeść… no szkoda…
Szkółka narciarska
Adasia zapisaliśmy do tzw. Przedszkola narciarskiego. Oprócz niego, w grupie był jeszcze jeden chłopiec. Tak więc byli we 2 z instruktorem. Wg nas w tym wieku nie da się ogarnąć więcej dzieci, szczególnie takich jak Adaś, które interesuje absolutnie wszystko dookoła, ale niekoniecznie to, co mówi instruktor. Ale jakby nie było, po 5 dniach Adaś zjeżdżał na oślej łączce całkiem sam. Szkoda tylko, że przespał zawody ostatniego dnia 🙂
Gabrysię zapisaliśmy do standardowej grupy szkoleniowej, która liczyła 4-8 osób, a Tomka na lekcje dla dorosłych. Okazało się, że był jedynym początkującym, ale instruktor tak się postarał, że po 1 dniu jeździł już z resztą grupy. Wynikowo byliśmy wszyscy bardzo zadowoleni z instruktorów i pod tym względem możemy jak najbardziej polecić Rozwiń Skrzydła. Trochę uwag miałabym do komunikacji z organizatorem jeszcze przed wyjazdem, ale ogólnie było dobrze. A ja jestem bardzo dumna z moich narciarzy!
Żeby nie było tak wesoło, niestety nie obyło się bez problemow. Gabrysia już w połowie pierwszego dnia dostała gorączki i 3 dni przeleżała w łóżku. Wyszła na stok dopiero na 2 ostatnie dni… a Adaś spadł nam z łóżka, rozciął brodę i musieliśmy w środku nocy jechać do szpitala zakładać szwy… nikomu nie życzę takich przeżyć. Na szczęście, na ferie pojechali z nami również moi rodzice, którzy bardzo nam pomogli z dziećmi, tak, że mogliśmy jeździć na nartach, a nie tylko siedzieć w hotelu. Rodzice mieszkali w apartamentach Alpine Smart Residence, których absolutnie nie polecają! Bardzo kiepski standard, totalnie nieadekwatny do ceny.
Podczas ferii Gabrysia świętowała też swoje 8 urodziny. Był tort w kawiarni Dalsass w centrum Folgarii oraz gromkie „Sto lat” w wykonaniu całego obozu przy wręczaniu dyplomów 🙂 W końcu 8 lat ma się tylko raz!
Generalnie mimo kilku niedogodności wyjazd uważamy za udany. Ja osobiście bardzo się cieszę, że dzięki mnie, zarówno dzieci, jak i Tomek, połknęli bakcyla narciarstwa i teraz już całą rodziną będziemy mogli co roku wyjeżdżać w Alpy 🙂