Deszczowe Tbilisi, 16 czerwca 2016
No i chwilowo skończyła się nam piękna, słoneczna pogoda. O 6 rano obudziła nas burza i ulewa za oknem. Co prawda, kiedy jedliśmy śniadanie i żegnaliśmy się z naszą winnicą, przestało padać i nawet sporą część drogi było sucho, ale im bliżej do Tbilisi tym mocniej padało.
Na szczęście, kiedy dotarliśmy do stolicy chwilowo przestało i udało nam się zwiedzić, królującą nad miastem, słynną katedrę Cmida Sameba. Następnie szybko zostawiliśmy bagaże w hostelu, zaopatrzyliśmy się w kurtki przeciwdeszczowe i ruszyliśmy mostem Merechi na drugą stronę Kury w poszukiwaniu obiadu. Wynikowo zjedliśmy w tej samej knajpce co lody kilka dni temu. Chyba się nam spodobało 🙂
Dzięki temu, że dziś ze wzgędu na temperaturę mieliśmy długie spodnie, udało nam się wejść do katedry Sioni, z której nas wyproszono ostatnim razem. Generalnie, to każdy kolejny kościół ormiański czy monaster wygląda już tak samo i wszystkie zlewają się w jedno, ale przynajmniej mamy czyste sumienie, że weszliśmy do tych najważniejszych.
Potem jeszcze udało się nam dojść do wieży zegarowej i pokręcić się trochę po starówce zanim luneło na dobre. Początkowo deszcze nie przeszkadzał Gabrysi w huśtaniu się na jedynej huśtawce, na którą natknęliśmy się przypadkowo na jednym z placy, ale szybko okazało się, że deszcz chyba nie ma zamiaru ustać i czas wracać.
Z przemoczonymi butami wróciliśmy do hostelu, gdzie wysuszeni zjedliśmy zakupione po drodze chaczapuri i spędziliśmy miło czas z poznaną, we wspólnej kuchni, Polką. Są zalety hosteli. Zawsze można poznać interesujących, otwartych na innych ludzi. A Tomek miał przynajmniej z kim się napić zakupionego dzień wcześniej domowego wina.