Jedziemy do Tajlandii!
Tak długo nie planowaliśmy chyba jeszcze żadnych wakacji. Zaczęło się od postu noworocznego, w którym wspomnieliśmy, że marzy się nam Tajlandia w listopadzie. Nie spodziewaliśmy się wtedy, że nasi przyjaciele z Brukseli wyrażą chęć wspólnego wyjazdu. Decyzja zapadła. Jedziemy na prawie 4 tygodnie w listopadzie: 4 dorosłych (ja, Emilka, 2 Tomków) i 4 dzieci (Gabrysia bliżej 6 niż 5 lat, Adaś będzie świętował roczek w Tajlandii, Oskar 3,5 roku oraz niespełna 2 letni Konrad).
Tym sposobem już w styczniu mieliśmy zakupione bilety samolotowe na listopad. Szaleństwo. Szczególnie, że jeszcze nie wiedzieliśmy kompletnie jak Adaś reaguje na samoloty i podróżowanie ogólnie. W tej chwili musimy przyznać, że gdybyśmy poczekali kilka miesięcy z zakupem biletów, to pewnie byśmy się nie zdecydowali na tak długi lot. Ale teraz już wszystko zaplanowane, więc jakoś będziemy musieli przeżyć 12 godzin na trasie Kopenhaga – Bangkok. Lot na szczęście bez przesiadek. Lecimy Thai Airways i mamy nadzieje, że Adaś skradnie serce tajskich stewardess i przymkną oko na jego krzyki.
Jako, że trzeba kuć żelazo póki gorące, już w styczniu powstał plan naszej podróży oraz zabukowaliśmy część hoteli. Plan podróży powstawał głównie w oparciu o informacje znalezione w internecie na blogach: tasteaway.pl, malypodroznik.pl, kasai.eu, chwytajdzien.pl, trzyimy.pl, blogglobtrotera.pl oraz wielu innych. Dla mnie zawsze najlepszym źródłem informacji przed podróżą są właśnie doświadczenia innych rodzin podróżujących z dziećmi, dlatego tak chętnie odwiedzam wyżej wspomniane blogi.
Po pierwszym zachłyśnięciu się planowaniem podróży, nastąpiła długa przerwa wypełniona wyjazdem na narty, do Polski, do Hiszpanii, gośćmi u nas w Malmö itd. Dopiero w połowie lata uświadomiliśmy sobie, że nie wszystko gotowe, a wyjazd zbliża się wielkimi krokami. Do tego ja postanowiłam jeszcze trochę plan zmodyfikować i było sporo zamieszania, ale ostatecznie wszystko jest gotowe.
Lecimy! 30 października z Kopenhagi do Bangkoku (Brukselki dołączają do nas dzień później lotem z Amsterdamu). W Bangkoku spędzamy 6 dni, w trakcie których mamy zamiar odwiedzić Spoczywającego Buddę, pojechać pociągiem do starej stolicy Tajlandii Ayutthaya, przywitać się ze zwierzątkami w zoo, przepłynąć się longboatem po rzece Menam, przejechać się tuk tukiem oraz skytrain i zjeść dużo pysznego jedzenia. Będziemy mieszkać w Chinatown, więc mamy nadzieję na moc doświadczeń.
Po szaleństwie w wielkim mieście lecimy do Krabi, a stamtąd jedziemy na Ko Lantę i tam leniuchujemy kolejne 6 dni. Mamy nadzieje, że uda się nam popłynąć stamtąd m.in. na Phi Phi. Potem rozstajemy się na parę dni i my płyniemy na Ko Ngai, a Brukselki na Phuket. Po kolejnych kilku dniach spotykamy się na dalekiej północy kraju w Chiang Mai, aby wybrać się na ich słynny Nocny Bazar oraz odwiedzić słonie w jednym z parków chroniących te majestatyczne stworzenia (nie będziemy jeździć na słoniach!). Ostatnim punktem programu jest Chiang Rai wraz z Białą Świątynią i wizytą w wiosce kobiet żyraf.
Taki jest plan. A rzeczywistość? Czas pokaże. Loty i hotele mamy kupione/ zamówione, więc to nie podlega zmianie, ale co konkretnie będziemy robić możne okazać się niespodzianką.
Powodzenia! By wszystko szło zgodnie z planem:) Ciekawa jestem waszych wrażeń i zdjęć. Na Tajlandię już dawno się czaję ale jakoś zawsze wybieramy coś innego. Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki Magda! Będziemy pisać i wrzucać zdjęcia na bieżąco (o ile dzieci nam pozwolą :)), wiec będzie duzo czytania w listopadzie! Pozdrawiamy!