Suma sumarum: Tyrol z dzieckiem
Miasta/miasteczka: ogrom sklepików z charakterystycznymi pamiątkami i różnymi sprzętami pewnie spodoba się większości dzieci, a większość sklepikarzy nie ma nic przeciwko jeżeli dziecko rzeczy jedynie “lekko” dotyka (są wyjątki). W każdym mieście i miasteczku znajdziemy też place zabaw – pytajcie się o Spielplatz albo Kinderspielplatz. Wszechobecne źródełka i kraniki ze świeżą wodą też pewnie się dzieciom spodobają (przynajmniej w upale).
Góry (mówimy tu o miejscach łatwo dostępnych z 3-latkiem): w przyrodzie można zbierac szyszki, zajadać maliny, zbierać kamyki i wrzucać je do strumieni, albo kazać tacie ładować je do kieszeni na później, oglądać krówki, kózki, sarenki, wąchać kwiatki, skakać przez kamienie itd. Gabrysia czasami była zmęczona i chciała na barana, a czasami tak ekstremalnie zmotywowana, że skikała po ścieżce szybciej niż reszta ferajny. Na pewno trzeba pomyśleć o zapasowym lub przeciwdeszczowym ubraniu (pogoda może zmienić się bardzo szybko albo zabawa ze źródełkiem skończyć wielkim plums) i wybierać trasy z głową. Polecamy Fane alm (opis z wtorku) – jest tam pięknie, jedzenie pyszne, a droga jak najbardziej do pokonania (jest też minibus, który w razie co dowiezie w jedną lub dwie strony).
Jedzenie: Hotelowe jak pan-europejski standard z naciskiem na to, że austriacy tak jak niemcy uważają bogate śniadanie za ważne. W knajpach jest dostępne dużo tradycyjnych dań (nie próbowaliśmy iście nie-tyrolskiego lub nie-włoskiego jedzenia), w prawie każdej będą dania dzieciowe (mniejszy sznycel z frytkami, knedle, hamburger, nuggetsy, rybne paluchy, spaghetti bolońskie). W sumie Gabrysia jadła mało warzyw w ciągu tego tygodnia – oprócz garniszu z ogórka i pomidora do większości dań jest dostępna kapusta świeża, smażona lub kiszona – a za tym Gabrysia jeszcze nie przepada. Do picia zawsze będą dostępne soki i napoje gazowane – czasami są świeżo wyciskane (pomarańcza/marchewka) albo naturalne (jabłko jest wszechobecne). Ceny bardzo przystępne (w porównaniu ze Szwecją). W knajpach dzieci są mile widziane, choć nie widać ich tu aż tyle i chyba chodzą wcześniej spać niż włoskie 🙂