Wakacje na Costa Brava
Po tygodniu spędzonym w Barcelonie przyszedł czas na trochę więcej relaksu nad morzem (bądź basenem). Szczerze mówiąc znalezienie odpowiedniego miejsca zajęło nam trochę czasu, gdyż zależało nam na hotelu z basenem, śniadaniami w cenie, blisko plaży, z dobrymi ocenami i w miarę normalnej cenie. Wymagania niby normalne, ale niestety szybko się okazało, że nie znajdziemy nic ciekawego np. w Tossa de Mar, na czym nam bardzo zależało. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na pobyt w Hotelu Pineda Splash w Pineda de Mar. Wybraliśmy go głównie ze względu na basen ze zjeżdżalniami dla dzieci. A jak wrażenia?
Hotelu Pineda Splash jest ładny, w miarę nowoczesny, czysty. Pokoje nie są zbyt duże, ale lóżka wygodne, łazienka spora i jest balkon. Śniadania i kolacje, które mieliśmy wliczone w cenę, były podawane w formie bufetu, który był ok (ale nie więcej niż OK). Baseny w hotelu są 3, w tym jeden teoretycznie tylko dla dorosłych (czego niestety nikt nie pilnuje), a jeden ze zjeżdżalniami i wodnym placem zabaw dla dzieci. Niby wszystko ok, ale… 🙂 Ale to kompletnie nie nasz klimat. Jest to duży hotel, w którym większość turystów korzysta z all inclusive, cały dzień są organizowane zabawy i atrakcje zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Oznacza to, że jest tłum, jest głośno i dla mnie nie ma w tym za grosz relaksu. Ale domyślam się, że wszyscy, którzy cenią sobie „darmowe” drinki oraz zajęcia dla dzieci, będą bardzo zadowoleni. Naszym dzieciom też oczywiście bardzo podobała się zabawa na zjeżdżalniach (chociaż nie obyło się bez problemów, bo zjeżdżalnie są od 120 cm, a Adaś tyle nie ma… wynikowo umówiliśmy się z ratownikami, że będziemy z nim zjeżdżać kiedy będzie mniej osób w basenie), jedzenie pączków na śniadanie i 4 deserów na kolację. Więc, szczerze, jeżeli szukacie fajnego hotelu z atrakcjami dla dzieci i nie przeszkadza Wam tłum i hałas, to jak najbardziej polecamy ten hotel 🙂 My za rok będziemy raczej szukać czegoś bardziej na odludziu 🙂
Hotelu położony jest kilka minut spacerem od plaży, która jest prawie pusta. Jak dla mnie super, ale nie jest to plaża zbyt przyjazna dzieciom. Bardzo szybko robi się głęboko, a poza tym jest to plaża piaszczysto- żwirowa, co nie ułatwia zabawy ani wchodzenia do wody (polecam zabrać specjalne buty). Na plaży możemy pożyczyć kajaki albo SUPy. My mieliśmy możliwość wypożyczenia za darmo, dzięki kuponom z hotelu, ale skorzystaliśmy wynikowo tylko raz.
W samym Pineda de Mar znajdziemy sporo fajnych knajpek (gdzie jedliśmy lancze), sklepików i placów zabaw, ale miasteczko nie wyróżnia się niczym specjalnym.
Jak dobrze wiecie, nie możemy zbyt długo wysiedzieć w jednym miejscu, więc już po 2 dniach spędzonych na basenie, wypożyczyliśmy ponownie samochód i wybraliśmy się na dalsze zwiedzanie Katalonii.
Na początek odwiedziliśmy Figueres ze słynnym Muzeum Salvadora Dali, o czym możecie poczytać w osobnym poście.
Kolejnym miejscem na naszej trasie było Besalu – średniowieczne miasteczko, położone w prowincji Girona. Słynie ono z bardzo malowniczego, średniowiecznego mostu nad rzeką Fluvia. Poza tym ma bardzo klimatyczna starówkę z uroczymi sklepikami, klasztor Sant Pere oraz Circusland – muzeum cyrkowe, którego nie odwiedziliśmy, ale wyglądało zachęcająco i ma dobre opinie, więc pewnie warto.
Castellfollit de la Roca – to z kolei miasteczko położone na bazaltowym klifie pochodzenia wulkanicznego o wysokości 50 m i długości 1 km. Klif znajduje się miedzy rzekami Fluvia i Turonel. Najciekawiej prezentuje się z punktu widokowego położonego poniżej klifu (Passarel·la-mirador de Castellfollit de la Roca). My zatrzymaliśmy się właśnie w tym punkcie widokowym, a potem wjechaliśmy również do samego miasteczka i przespacerowaliśmy się chwilę po wąskich, sennych uliczkach.
To niesamowite, że wystarczy odjechać kilkadziesiąt kilometrów od zatłoczonych nadmorskich kurortów, żeby odetchnąć od zgiełku i odkryć takie perełki 🙂
Kolejnego dnia wybraliśmy się do Tossa de Mar. To już co prawda, popularna nadmorska miejscowość, więc możemy zapomnieć o ciszy i spokoju, ale jest bardzo urokliwa i nas urzekła. Ja początkowo właśnie tam chciałam spędzić tydzień urlopu, ale niestety nie udało mi się znaleźć hotelu, który spełniałby nasze oczekiwania.
Miasteczko słynie z Muralles de Tossa de Mar, czyli średniowiecznego zamku i murów obronnych, które królują nad wybrzeżem oraz bardzo dobrze zachowanej, urokliwej starówki Vila Vella. Nam niestety ciężko się zwiedzało, bo upał był nieznośny i dzieci ciągnęły na obiecaną plażę. Ale jestem pewna, że przy niższej temperaturze z chęcią wspinaliby się wąskimi uliczkami 🙂 My na plażowanie wybraliśmy mniejszą plażę, zwaną Cala Codolar, która i tak niestety była totalnie przeładowana ludźmi. Ale dzieciom to nie przeszkadzało zupełnie i były bardzo zadowolone 🙂
Ostatnim miasteczkiem jakie odwiedziliśmy było Lloret de Mar. To jeszcze większy kurort niż Tossa, ale tam chcieliśmy się jedynie przejść wzdłuż morza do zamku Castell d’en Plaja. Muszę przyznać, że ścieżka, którą wybraliśmy oferowała tak piękne widoki, że szkoda mi było wracać do samochodu. Gdybyśmy tam byli o innej porze roku, na pewno wybralibyśmy się na długi spacer wzdłuż skalistego wybrzeża.
Bardzo się cieszę, że udało nam się pojechać na te kilka małych wycieczek i zobaczyć trochę więcej niż teren naszego hotelu. Wybrzeże Costa Brava oferuje wiele pięknych plaż i tras widokowych wzdłuż morza, ale chyba znacznie lepiej się nimi spaceruje, kiedy temperatury są nieco niższe. A jadąc w głąb lądu możemy znaleźć wiele urokliwych, sennych miasteczek, gdzie czas się zatrzymał. Bardzo polecamy Katalonie i Costa Brava na urlop, ale raczej przed albo po sezonie. Wtedy będziemy mogli nacieszyć nasze oczy widokami bez potu zalewającego nam oczy 🙂