White Temple, Singha Park, Black House, 22 listopada 2017
Chiang Rai samo w sobie nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Jest głównie punktem wypadowym do Golden Triangle i Laosu. Poza tym słynie z przepięknej White Temple oraz Black House, które postanowiliśmy odwiedzić. Zorganizowaliśmy sobie vana z hotelu i ruszyliśmy całą ekipą.
Zaczęliśmy od Białej Świątyni, czyli Wat Rong Khun. Ta współczesna i niekonwencjonalna świątynia, została otwarta w 1997 roku i jest dziełem oraz własnością lokalnego artysty Chalermchai Kositpipat. Świątynia jest cały czas w budowie i ma zostac ukończona w 2070. Wszystko jest utrzymane w białej kolorystyce, wydaje się być wręcz surrealistyczne w pełnej barw Tajlandii. Adaś zwiedzał w nosidle, a Gabrysia uparcie twierdziła, że świątynia jest pałacem Elsy 🙂 Zaraz obok znajduje się galeria z pracami twórcy świątyni.
Gabrysia od razu znalazła kolegę / Gabriela was fast at finding a friend.
Biała świątynia w swojej krasie / White House in all its beauty.
Surrealistyczne elementy / Surrealistic details.
Chwila odpoczynku / A moment of peace.
Ding-dong.
Lwia sfora / A family of lions.
Rzut beretem z Białej Świątyni znajduje się Singha Park, miejsce polecone nam przez jedną z agencji turystycznych w Chiang Mai. Dlaczego? Sami nie wiemy. Jest to bardzo rozległy park, na terenie którego jest plantacja herbaty, mini zoo, restauracje i… właściwie tyle. Po parku można przemieszczać się wynajętym wózkiem golfowym (1500 THB), autobusem, który zatrzymuje się w kolejnych punktach na dosłownie kilka minut oraz własnym samochodem. Więc kazaliśmy się zawieźć naszemu panu najpierw na punkt widokowy na pola herbaciane, gdzie dzieci szalały wsród krzaków herbaty, a następnie najbliżej jak się dało mini zoo. Ostatnie 700 m musieliśmy pokonać pieszo. Byliśmy w połowie drogi, kiedy zatrzymał nas strażnik i na migi dał do zrozumienia, że dalej nie pójdziemy. Ponieważ byliśmy uparci, pan wezwał pomoc w postaci kolejnego pana, tym razem mówiącego po angielsku. Pan próbował nam wytłumaczyć, że do zoo można się dostać autobusem, wózkiem golfowym albo rowerem, ale nie na piechotę. Wyobraźcie sobie naszą reakcje. Upał, dzieci chcą do żyraf, a pan nam mówi, że nie wolno nam iść ostatnich 200m. Po krótkiej, acz burzliwej wymianie zdań (no dobra, zrobiłam awanturę), pan pozwolił nam jednak iść dalej. Kiedy dotarliśmy na miejsce dzieci nie były kompletnie zainteresowane żyrafami ani zebrami, ale zimne piwko smakowało wybornie (tak słyszałam :)). Na koniec ku wielkiej uciesze dzieci, zjedliśmy pizzę (z prawdziwego pieca więc była całkiem dobra).
Wsród rosnącej herbaty / Among fields of tea.
Adaś zbiera wybrane listki herbaty / Adam harvesting selected leaves of tea.
Coraz bliżej Swieta / Santa Claus is coming.
Przepiękne łąki kwitnących kwiatów / Beautiful fields of blooming flowers.
Konrad rozmawia z żyrafami / Konrad in dialogue with the giraffes.
Były i papużki / There were also parrots.
Coś w nagrodę za przemierzenie Singha parku – zimne Singha / The price for walking through the Singha park – cold Singha.
Długa droga / The road is long.
A pizza serem ciągnąca / And the pizza not lacking in cheese.
Kolejnym punktem dnia było Baan Dam Museum, czyli Czarny Dom. Jest to dzieło kolejnego lokalnego artysty Thawana Duchanee. Po niebiańskiej Białej Świątyni, trafiamy prawie do piekła. Na terenie muzuem znajduje się kilkanaście domków, których wystrój budzi spore kontrowersje. Skóry i rogi zwierząt w ogromnej ilości. Trony, na których mógłby usiąść sam diabeł. A wszystko podobno nawiązuje do cierpień Buddy. Bardzo ciekawe miejsce, warte polecenia. Dzieci z ciekawością zaglądały do różnych domków, Adaś dreptał zadowolony po parku ku uciesze azjatyckich turystów, którzy robili mu chyba więcej zdjeć niż samym obiektom.
Ciemne wnętrza / Dark interior.
Jeden z dziwnych foteli / One of the remarkable chairs.
Adaś poprawia posąg / Adam perfecting one of the sculptures.
Skakanie po kamieniach / Jumping on stones.
Inwentaryzacja /
Na koniec dnia postanowiliśmy pojechać zobaczyć jakieś gorące źródła. Kierowca zawiózł nas w miejsce niedaleko Black House, gdzie lokale moczli sobie nogi w gorącej wodzie. Dzieci chciały do wody, więc postanowiliśmy się zintegrować i też nasze zmęczone nogi wymoczyć. Woda była bardzo ciepła, ale nie wystraszyła dzieci, a szczególnie Konrada, który po krótkim czasie już cały był w wodzie. Obok był plac zabaw w klimacie PRL, ale naszym dzieciom to nie przeszkadzało i bawiły się w najlepsze słuchając jak Tomek J. opowiada bajki… zdolny ten wujek 🙂
Huzia na Józia / Off we go!
Fantastyczne lody kokosowe / Fantastic coconut icecream.
Gorące wody / Hot spring water.
Sporo atrakcji jak na jeden dzień, ale wydaje mi się, że był to jeden z najlepszych dni w czasie całego wyjazdu. Dzieci były zadowolone, podobało im się to, że miały dużo możliwości do biegania i zabawy. Szczególnie był to dobry dzień dla Adasia. Miał fotelik samochodowy, w którym mógł spokojnie siedzieć i spać, a poza tym sporo możliwości do poznawania nowych miejsc 🙂
Info praktyczne:
Mini van hotelowy z kierowcą na cały dzień 2500 THB
White Temple 50 THB/os. Dzieci do 120 cm gratis
Black House 80 THB/os. Dzieci gratis