Tajlandia z dziećmi – podsumowanie
4 dorosłych i 4 dzieci
25 dni w podróży
5 lotów
5 hoteli
Przejechaliśmy ok 160 km pociągiem (do Ayutthaya i z powrotem),
Ok 180 km autobusem (z Chiang Mai do Chiang Rai),
Ponad 700 km samochodem.
Poza tym jeździliśmy tuk tukiem, meleksem, Tomek skuterem.
Płynęliśmy speed boatem, long boatem, longtail boatem (tylko nasza 4), promem (tylko Brukselki), niektórzy kajakiem.
Zwiedziliśmy ok 10 świątyń i trochę ruin.
Karmiliśmy słonie, żyrafy, hipopotamy i lwy.
Umyliśmy też słonia.
Widzieliśmy jak waran pożera węża (w parku!).
Kąpaliśmy się w krystalicznie czystym i ciepłym jak zupa morzu
i w basenie na 23 piętrze hotelu z widokiem na Bangkok.
Zgubiliśmy sweterek Adasia, szalik Tomka, czapkę Gabrysi i moją cierpliwość.
Zjedliśmy kilogramy ryżu, niezliczone pad thaie, curry, tony krewetek i sajgonek.
Wypiliśmy litry soku z mango, banana, kokosa oraz piwa Singha i Chang oraz dwie-trzy żmijówki.
Myliśmy zęby używając wody z kranu, piliśmy soki z lodem, kupowaliśmy jedzenie na ulicy. Tylko Emilka miała raz problem z żołądkiem.
Dzieci trochę kaszlały po tygodniu w Bangkoku, ale morski klimat Koh Lanty wyleczył je raz dwa.
Ani przez chwilę nie żałowaliśmy, że zabraliśmy ze sobą dzieci.
Adam z naturalnymi zabawkami na Koh Lanta / Adam collecting natural toys on Koh Lanta.
Tak, bywały ciężkie momenty. Dzieci były zmęczone, znudzone, głodne, a na ryż już nie mogły patrzeć. Rozrywki, które nam wydawały się ciekawe, nie znalazły aprobaty wśród najmłodszych. Ale było tyle fantastycznych momentów i pięknych chwil, że te złe idą w niepamięć.
Przez prawie 4 tygodnie byliśmy razem. Robiliśmy rzeczy RAZEM. Nie musieliśmy gotować, prać, sprzątać.
Tajlandia była dla nas, drugim po Indonezji, krajem odwiedzonym w południowo -wschodniej Azji. Czy powaliła nas na kolana? Szczerze mówiąc chyba nie. Czy planujemy tam wrócić? Raczej nie. Ale to bardziej wynika z faktu, że nasz lista podróży marzeń jest na tyle długa, że szkoda czasu na powtórki. Jest to wg mnie idealny kraj dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z Azją. Mnie zaskoczyła łatwość poruszania się po Tajlandii i załatwiania wszelkich spraw. Jasne, mieliśmy problem z fotelikami dla dzieci, ale poza tym, wszystko było super łatwe do zorganizowania.
Co najbardziej nam się podobało?
Plaże i morze… , które faktycznie wyglądało jak z katalogów biur podróży. Poza tym bardziej niż odwiedzane miejsca, ważniejsze były dla mnie nowe doświadczenia.
Jazda pociągiem pełnym lokalnej ludności, a nie turystów, tuk tukiem, pływanie różnymi łodziami. Karmienie i mycie słoni. Jedzenie…
Radość Gabrysi z siedzenia godzinami w basenie albo morzu. Jej zachwyt świątyniami pełnymi złota i kolorowych kamieni oraz chęć oglądania występów tańca do późnej nocy w Chiang Mai. Gabrysia zajadającą się sajgonkami w Bangkoku. Gabrysia leżąca na dziobie łodzi, kiedy płynęliśmy na Koh Mook. Gabrysia kiedy odważyła się wskoczyć do wody ze speedboata daleko od brzegu.
Radość Adasia z biegania po plaży. Jego zainteresowanie pełnym życia, nocnym China Town. Furora jaką robił wsród Azjatów. Adaś zajadający się papają na śniadanie w Bangkoku i dim sumami ma kolację. Adaś buszujący wsród krzewów herbaty.
Nasza przeprawa przez dżunglę na drugą stronę Koh Ngai.
Życzliwość tajów. Zawsze i wszędzie bezinteresowna chęć pomocy.
Wiele było pięknych chwil i to składa się na udane wakacje i fantastyczne wspomnienia na przyszłość.
Jeżeli jeszcze kiedykolwiek miałabym pojechać do Tajlandii to chciałabym pożyczyć samochód i pojeździć po małych wioskach w północnej części kraju oraz zobaczyć jeden z ich pięknych parków narodowych. Atrakcje raczej niewykonalne z małymi dziećmi. Ale dzieci rosną, więc nigdy nic nie wiadomo 🙂
Gabrysia biegnąca do słoni / Gabriela running towards the elephants.